poniedziałek, 6 lutego 2012

Z ma 3 świeczki na torcie i takie tam Zetkowe życie

Weeekend i po...
Było gwarno i wesoło!! :) Kuchnia z ostatnim dniem wypadła wybornie (ale ze mnie samochwała :P ) No, ale co będę ściemniać, że było tak i srak, jak było przepysznie!! :D Ryba w piątek była najsmaczniejsza. Teściowi i Mamie bardzo smakowało i dużo chwalili. To, że On chwalił, to raczej norma, więc nie podniecam się tym tak bardzo- choć chyba najbardziej cieszy ;) No ale, w piątek największym komplementem był brak komplementu od teściowej :) Nic nie powiedziała, ale dwie dokładki zjadła! :D


W końcu sprzedam przepis, który i tak znalazłam na necie- więc to pewnie będzie piractwo wg ACTA... ;) Choć nieco przeze mnie jest ten przepis zmodyfikowany. Każdy zawsze coś przerobi na swoją modłę. Więc, czy na pewno to piractwo?... ;)


Rybkę- ja mam zapas różnych filetów w zamrażalce- więc w zależności od ilości ludzi- ilość filetów. Na 6 osób ja miałam 4 filety z soli, albo pangi... Ale BARDZO żałuję, że skończyły się zapasy łososia, bo mi by pasował najbardziej!! Takie filety pociachałam na kawałki i ułożyłam w naczyniu żaroodpornym. Ot, wielka filozofia. ;)
W głębszej patelni rozgrzałam dwie łyżki masła- ale MASŁA, a nie masłopodonych wspomagaczy. To jest ważne, przynajmniej dla mnie, ze względu na aromat, delikatność sosu i kolor! Dwie cebule i trzy średnie marchewki- cebule pokroiłam w cieniutkie paseczki, marchewki w cieniusieńkie plasterki. Niestety nie mam maszyny wspomagającej, która pomogłaby mi równiutko zetrzeć w plastry warzywka. I cebulę z marchewką DUSIŁAM aż się zeszkliły. Chyba nie muszę wspominać, że warzywa obieram i myję?... Dolałam prawie 0,5l białego półwytrawnego wina (bo resztę mogę wydoić, a w oryginale było np wino wytrawne, ale co bym z resztą zrobiła?...). Taki wywar zagotowałam.... Aż ślinianki ze zdwojoną siłą u mnie pracują, na samo wspomnienie tych aromatów. :) Zalałam tym sosem rybę i wstawiłam na 180 stopni na 40 min do piekarnika. Jak w piekarniku kichciła się ryba, obrałam, umyłam, pokroiłam i podsmażyłam (też na MAŚLE) pieczarki- ile kto lubi. Wyciągnęłam naczynie z rybą i nieco bawiłam się małą chochlą i sitkiem, bo trzeba odcedzić sos do rondelka. Czysty płyn musi być! O pięknej żółtej barwie... Na jakiś czas ryba jest obok- ale tak aby nie przeszkadzała i aby się nie poparzyć, bo chyba nikt nie chce delikatnej potrawy popsuć spalenizną własnej skóry... Do rondelka z wywarem dodałam 3 łyżki mąki, 1/4litra śmietany 18% i merdałam żeby nie zrobiły się grudki. Od momentu zagotowania się sos trzymałam na ogniu przez 10 min. Dodałam jeszcze pieczarki i 2 żółtka i bardzo delikatnie mieszałam. Chwilę pogotowałam i zalałam, zapomnianą na chwilę, rybę. I sruu- znów do piekarnika. Tym razem na 20 min. Aaaa, zapomniałam, że przyprawy- sól i pieprz- dodałam jeszcze do sosu bez pieczarek. A na wierzch zapiekanki posypałam starty oscypek!! :)
Smacznego...


A Zetka jak się cieszyła z urodzin! Miała cały stos świeczek z "3"... Oczywiście takich, które się zdmuchuje tysiące razy a one same się odpalają!! To była frajda!






Zetka była po chorobie tylko 2 dni w przedszkolu... I znów jest w domu :/ Ale jak przyszłam z Nim w środę po Zetkę do przedszkola, panie powiedziały, że to ich pociecha przedszkolna, że jest szczera, bezpośrednia i tyle radości im sprawia!! :) My na siebie i On pyta, a co takiego Zetka zrobiła...
Zetka była w toalecie, długo nie wychodziła. Pani poszła i patrzy... Zetka z gaciami przy kolanach, przy zlewie gdzie woda się leje.. Pani pyta się czy pomóc Zetce, wyłączyła wodę, spuszcza kibelek i odwraca się, a w kranie znów woda, a Zetka wciąż ze spuszczonymi gaciami. Pani znów pyta, czy coś pomóc jednocześnie wyłączając wodę. A co moje dziecię?... 'Dupę mam brudną, trzeba umyć"... Myślałam, że padnę jak to pani opowiadała....
No, rzeczywiście jest bezpośrednia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz