wtorek, 31 stycznia 2012

my i nasze imiona

Takie tam bajdu bajdu... ale lubię poczytać. Tak jak lubię poczytać czym charakteryzują się poszczególne znaki zodiaku. Cóż... mamy w domu, strzelca i dwa wodniki...
Strzelec to ja... bardzo często strzelam sobie w kolano niepohamowanym językiem... Nie umiem zachować dla siebie tego co myślę. Podobno problem to nie jest... Tylko forma w jakiej to robię :] Wodniki to oczywiście - Zetka i On. A teraz ma być albo Bliźniak albo Rak... 
Ale, ale dla wyjaśnienia kwestii czary-mary... Horoskopów nie czytam- to nie dla mnie ;)

Od samego początku zaciążenia wiedzieliśmy jak będzie mieć na imię Robak jeśli będzie dziewczynką albo chłopcem. 
Tak przy poobiedniej kawie zaczęłam sobie grzebać w necie... Bo podoba mi się BARDZO jedno imię, które może być i damskie i męskie (przy należytej odmianie oczywiście). Ale to imię podoba mi się jak jest zdrobniałe, a nie jak jest oficjalne...
Oczywiście, wiem że nie wszystko jest tak jak w "imiennikach"... Ale to takie frapujące... 


ON- towarzyski i ruchliwy. Lubi imprezy, wyjazdy oraz spotkania w większym gronie. Potrafi się na nich doskonale bawić. Do obowiązków zawodowych podchodzi niezwykle poważnie. Rzetelny i dokładny nawet w drobiazgach. (wg własnych, już 10 letnich obserwacji- tutaj On jest w 100%).
To mężczyzna szlachetny, dobry, inteligentny i uczuciowy (bardzo, aż za bardzo, przez co inni lubią Go wykorzystywać...A On tego nie widzi i daje się wykorzystać, bo chce pomóc). Odnajduje się w każdej sytuacji i w każdym otoczeniu(prawda, nigdy nie miał problemu z nawiązywaniem kontaktów- nieważne w jakim otoczeniu w jakim państwie by się nie znalazł, od razu ma znajomych). Dzięki swojemu eleganckiemu, ale jednocześnie naturalnemu zachowaniu potrafi wyróżnić się wśród innych, jednak wcale mu na tym nie zależy (oł jeeee, od razu ujął mnie takim "staro-dżentelmeńskim" podejściem do kobiet - niestety, nie tylko mnie tym uwodzi... Mimo, że rzeczywiście nie robi tego na pokaz. Taki jest. I nie da się zmienić. Choć nie raz czy dwa bym chciała, żeby taki był tylko w stosunku do mnie... Babki różnie, takie rzadkie zachowanie, odbierają, a ja nie zawsze jestem obok, żeby uświadomić naiwne kobitki, że On jest TYLKO MÓJ!!!!  :P )  Lubi bogate życie, przyjęcia, dobre towarzystwo, potrafi się świetnie bawić. Uwielbia dalekie podróże. Często popada w zależności materialne od innych ludzi (na razie raz oboje popadliśmy w kryzys i uzależnienie finansowe od rodziny... I nigdy więcej nie mamy ochoty powtórzyć tego błędu... :/ .Nie zależy mu na życiu rodzinnym, żona i dzieci są dla niego raczej koniecznością. Lubi wolną miłość i pociągają go piękne kobiety, przez co dość często wpada w kłopoty (no i tutaj to jakaś totalna bzdura.... Bo mój On, to całkowite zaprzeczenie tego. Prędzej o mnie można by tak napisać, ale nie o Nim!! To On jest bardziej rodzinny i to On przede wszystkim chciał dzieci, dom rodzinny).


Zetka - to kobieta pewna siebie, subtelna i bardzo wrażliwa . Jest odważna, ma duży temperament i dobrą intuicję (bez problemu już teraz można powiedzieć, że to opis naszej Z, jest aż nazbyt pewna siebie choć z drugiej strony jest BARDZO wrażliwa- i weź tu, bądź mądry i postępuj z takim dzieckiem taktownie...).  Zawsze postępuje zgodnie ze swoim sumieniem, czyli sprawiedliwie i uczciwie. Jest skrupulatna, zapobiegliwa, potrafi postępować z mężczyznami. Kocha dzieci, jest wzorową matką i gospodynią. Kiedy ma zły dzień staje się nerwowa i wybuchowa (oj bardzo!!! niemal chyba tak bardzo jak ja... :] ). Lubi dbać o swój wygląd i ubierać się modnie oraz drogo (tego jeszcze nie wiemy, ale na zakupy średnio lubi chodzić... choć ostatnio... ze sklepu wyszła z trzema wybranymi przez siebie koszulkami. Oczywiście z postaciami z Myszki Miki. Nie żeby wyszła i sobie poszła... Legalnie, zapłaciliśmy za te fatałaszki. Tzn... tatuś zapłacił :D ). Ambitna oraz zaradna. Rozważnie gospodaruje pieniędzmi, tak aby zawsze na wszystko starczyło. Jest dobrym, solidnym pracownikiem, którego bez obaw można obsadzić na odpowiedzialnym stanowisku (trzymam kciuki).

Ja... Ale nie wiem od którego imienia zacząć... W dowodzie mam jedno imię, ale posługuję się innym, w którym czuję się lepiej, a nie jak stara ciotka-klotka... Ok, zacznę od oficjalnego. Już samo pochodzenie tego imienia jest mętne... Imię o niejasnej etymologii. Najprawdopodobniej wywodzi się od litewskiego słowa..., będącego połączeniem znaczeń "niebo" i "córka". Oznaczałoby wówczas: "córka nieba". Inna teoria zakłada łacińskie pochodzenie tego imienia od słowa ..... ("darowana" /przez Boga/). Możliwe także, iż wywodzi się z południowosłowiańskich imion ........ / ...... / ....., gdzie oznacza "dziecko darowane przez Boga".  Nic dziwnego, że sama ze sobą się nie mogę odnaleźć... ;] Wdzięczna i subtelna, a przy tym często niepewna siebie i pełna wahań nastroju. I co? Mam tu zrobić samoocenę? Ale taką szczerą? Pełną?... No nie wiem, czy za dużo się o sobie nie wygadam... Boszszszsz... Co mam napisać?!? Czy jestem wdzięczna i subtelna?... No nie wiem, nie ja powinnam siebie oceniać. Ja? wdzięczna.... subtelna... Hmmm. Ale faktem jest, że często jestem niepewna siebie i najchętniej jak mantrę słuchałabym Jego zapewnień, że wszystko jest DOBRZE!! Posiada dużą kulturę osobistą oraz skłonność do widzenia świata w czarnych barwach. Stale potrzebuje zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Osoba o tym imieniu jest wrażliwa, pracowita, posiada duża kulturę osobistą. Nie żebym się przechwalała, ale mam chyba tą "wysoką kulturę". Jak dziś pamiętam, że rodzice moich koleżanek nie raz czy nie dwa, mówili mi jak się cieszą, że X czy Y koleguje się ze mną, taką grzeczną dziewczynką. Ha!! gdyby znali prawdę... Hahaha... To ja byłam tak, która się biła, to ja byłam ta która wyciągała na spacery w zakazane miejsca, piła, tańczyła itp... Ale dla rodziców koleżanek...prawdziwy anioł i taki kulturalny... Hahaha..Wiele czyta i studiuje Uwielbiam książki!! dzień bez książki to dzień stracony! Studiować też bardzo lubiłam... Mam nadzieję, że jeszcze na jakiś uniwerek wrócę :D Ma dużo energii i temperamentu. Jakby nie było- to ja :P Nie przywiązuje uwagi do małżeństwa i domowego ogniska. Hmmm... nie paliłam się do małżeństwa. Nie robiło mi, że żyjemy na "kocią łapę". Ale domowe ognisko... Chyba raczej to nie prawda, bo bardzo lubię rodzinne zjazdy, przebywanie i utrzymywanie kontaktów rodzinnych. Tam gdzie tego nie ma, mam wrażenie, że jest jakaś pustka...  Lubi atrakcje miłosne. To o mnie?!? HA!! ;] 
A drugie imię... Aż się boję teraz... To staje się zbyt osobiste w zbyt szerokim gronie... :] 
Pracowita i sumienna. Jeśli podejmuje się jakiejś pracy, rzetelnie wykonuje ją do końca. Potrafi zrezygnować ze swoich potrzeb, aby poświęcić się dla innych. Z reguły jest dobrą matką oraz świetnym organizatorem. Jak miło w samych superlatywach o sobie poczytać :P I to samą prawdę :) Choć uważam, że rezygnacja z własnych potrzeb na rzecz innych, w moim przypadku jest dość destrukcyjne... Często (podobno), nawet zbyt często oddaję swoją siłę i energię na pomoc innym, po czym nie mam sił na swoje... na rodzinę... Jest kobietą niezależną, lubi wolność myśli i słowa. No tak, to na pewno o mnie... Ma wybitną osobowość, konsekwentnie dąży do wyznaczonego przez siebie celu, potrafi zwalczyć wszelkie przeszkody, które stoją na jej drodze i osiągnąć sukces. Zostawię to bez komentarza, bo mogłabym to ocenić zbyt subiektywnie... :) W domu jest dobrą gospodynią, spełniającą wszystkie swoje obowiązki. Staram się. Coby tu nie gadać, lubię być w jakimś sensie "kurą domową" :) Jest dyplomatką. Ma dość zmienny charakter. Nie wiem czy zmienny charakter, czy dwie osobowości... Tą oficjalną z dowodu i tą z domowego zacisza :) Jest osobą tolerancyjną i lubiącą spokój. Owszem, nie znoszę NIETOLERANCJI i różnych innych słownych odmienników tego znaczenia... Lubię spokój, stabilizację, ale lubię też od czasu do czasu jak coś się szalonego dzieje- tak, żeby nie opaść w stagnację ;P

 No to mamy takiego rodzaju kogel-mogel w domu... A przed nami jeszcze jedno jajo...

Imię, które ostatnio bardzo mi się podoba to w zdrobnieniu Tosia albo Antek... mielibyśmy dzieci od A do Z ;) I nie byłoby miejsca na nic innego. Tzn i tak nie będzie, ale tak byłoby symbolicznie wszystko zamknięte :P

A jeśli będzie  dziewczynka... To wg imiennika będzie... na pewno w domu będzie WESOŁO, biorąc pod uwagę nie tylko imiennik ale i nasze babskie charakterki (Robaka, Z i mój...) Współczuję Jemu jeśli tak będzie ;P ;D


Robaczyca - energiczna i wojownicza. Bywa, że nadmiar pomysłów doprowadza ją do uczucia chaosu. Lubi ruch wokół siebie i nie przeszkadza jej nagła zmiana planów. Szybkie tempo życia oraz pracy powoduje, iż czasem dopada ją silna chandra. Osoba o tym imieniu jest bardzo ambitna, ma swoje własne życiowe plany i konsekwentnie je realizuje. Nie lubi, gdy coś się jej narzuca, zawsze ma swoje zdanie. Miewa zmienne nastroje, przez co nie ma łatwego charakteru. Pomimo tego ma wielu przyjaciół i wzbudza zaufanie. Jest bardzo wrażliwa na krzywdę innych. Świetnie czuje się na przywódczym stanowisku, potrafi rozwiązać każdy problem i znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Jest energiczna, lubi ruch wokół siebie i ma tysiące pomysłów na minutę, co czasem powoduje ogromne zamieszanie. Jako żona jest wierna, jako matka wzorowa. Dba o swój dom i bliskich, dla których jest w stanie poświęcić wszystko.

Robak-  ambitny, towarzyski i nieco zbyt zaborczy. Zazdrosny o swoich przyjaciół, chciałby aby stale byli do jego dyspozycji. Wrodzoną inteligencję oraz poczucie humoru potrafi wykorzystać do bardzo złośliwych żartów. Nie umie przegrywać. Mężczyzna obdarzony tym imieniem jest energiczny, dobrze zorganizowany, potrafi wypracować sobie sposób postępowania oraz pracy. Dzięki tym cechom odnosi sukcesy i szybko zdobywa przyjaciół. Lubi towarzystwo, ma szacunek do rodziny, bardzo kocha żonę i jest jej wierny. To dobry gospodarz, znakomity mąż i ojciec. Troszczy się, aby jego dzieci były wykształcone i dba o dobre imię rodziny. Inteligentny, kulturalny, zawsze dobrze ubrany. Nie znosi kłamstwa, oszustwa, a także złego prowadzenia się. Ma duży szacunek do kobiet.

No i co... jakby nie było, wybraliśmy imiona charakterologią bardzo pasujące do nas....tak, żeby nigdy nie było zbyt spokojnie i nudno :D Prawdziwe burze mogą z tego wszystkiego wyniknąć...


A gdyby to była Tośka - skromna i prosta. Ceni tradycyjne wartości i obyczaje. Pomaga innym nie dla zdobycia ich wdzięczności, ale z potrzeby serca. Nie rozumie wyrachowania ani interesowności. Rodzina to jej opoka i centrum życia.
....




Ile w tym prawdy... Życie zweryfikuje :)







P.S. wyszukując imion skorzystałam ze stron:
http://imiona.wieszjak.pl/
http://imiona.sennik.biz/

Goście

Taki mam dzień 
 http://www.youtube.com/watch?v=_0F93sf38Uo

Mogłabym się wtulić w jakiegoś misia i tak sobie poleżeć i oddać się błądzącym myślą, wspomnieniom, wyobrażeniom... 
Ale nie mogę... Jest Zetka i jest stos obowiązków...Tzn w sumie wiele nie ma do zrobienia, ale jest więcej tego co sama sobie narzuciłam. No bo przecież czeka nas okres pierwszych gości!! Takich prawdziwych, poważnych gości- ze śniadaniem, obiadem i kolacją i nieco bardziej wyrafinowanymi potrzebami, niż goście - znajomi, gdzie wystarczy postawić jakąś flaszkę, czipsy, a jak ktoś bardziej zgłodniały to pizze... 
Wszystko musi być w jak najlepszym porządku, tak żeby "mucha nie siada" :P Czyli, że dzisiaj chowam po szafkach wszelkie zbędne rzeczy, które niektórym z owych gości BARDZO by przeszkadzały. Układam, przekładam i organizuję. A wszystko po dwa razy, bo raz Zetka chce pomagać, a raz wszystko potem wyciąga i rozwala :]
Plan na jutro równie rozbudowany, tyle że już nie w domowym zaciszu, a na gigantycznym mrozie... Ale to też dla przyjemności osobistej :D Muszę dodreptać do targu gdzie kupię wszelkie niezbędne bardziej i mniej, owoce i warzywa. Potem przydreptać do domu, odkurzyć, wymopować, przygotować (na razie) jeden zestaw świeżej pościeli....

A któż to będzie? Jutro moja Mama przylatuje :D Aż na 10 dni :D W końcu na zasłużony urlop :) Zaplanowałam dla nas babski wieczór, w moim (już) ulubionym salonie kosmetycznym :) Wypad do kina- mi się przyda po 4letniej przerwie... 
Nie ukrywam, że mam nadzieję, że będę mogła dzięki Mamie zaplanować wypad z Nim - też nam się przyda jakieś kino, kolacja... Przynajmniej jak nie Jemu, to mam nadzieję, że zgodzi mi się potowarzyszyć ;P
Z pysznościowych rzeczy, nie mogę się doczekać, aż przyjedzie Mama i ugotuje WIELKI gar ogórkowej! Jej ogórkowa to najlepsiejsza na świecie!! Mam nadzieję, że nim wszystko zjemy (bo Zetka ostatnio,  Babci dała za tą zupkę medal!!!), odłożę coś na później w zamrażalce :)
A w piątek... Wielki piątek... Przyjeżdżają jeszcze Jego rodzice!! Bardzo się cieszę, że przyjadą teraz do NAS, na zasadach gościnności. Gdzie nie wpadną tylko na godzinkę, herbatka, siusiu i sruuu do siebie, bo tam to i tamto czeka. Teraz będą gośćmi- od początku do końca! Będą mogli nacieszyć się Zetką, która doczekać się nie może "najlepsiego dziadka" i siedzieć i nic- absolutnie nic nie robić. :) A ja, według tego jak JA lubię i jak MI się podoba, będę mogła organizować życie kuchenne :) A menu już mam przygotowane!! A co, jak w pełni profesjonalizm to w pełni :) Mucha nie siada :D
Piątek- ryba zapiekana w sosie cebulowo-marchewkowym!! I deser - galaretki z owocami.
Sobota - żeberka w sosie pikantnym, potem tort, czekoladowe desery, ciasta i kawa/herbata. A wieczorem dla wszystkich do degustacji półmisek sushi z japońskiej knajpki.
Niedziela-lasagne i ciasteczka i pozostałości tortu ;)
Na lunche będą zupki- żeby nie zapychać się przed daniem głównym :)
Szkoda tylko, że takie mrozy będą, bo myślałam o jakimś rodzinnym spacerku czy cuś... No ale, w domu też nie ma tak mało miejsca jak kiedyś. I pograć w "kuleczki" można i w tysiące gier planszowych...
Ach! To będzie przygoda! Mam nadzieję, że będę miała jakieś fotki z tych pamiętnych dni! 
Aaaaa- no bo w ten weekend będziemy obchodzić urodzinki 3 Zetki i ostatnie 20-te Jego ;)

W związku z przyjazdem powinnam zabrać się za te planowane rzeczy... A jedyne co robię to...zakupy przez internet :P Kupiłam szafkę do Zetki pokoju. Już przyszła- skręciłam ją i poukładałyśmy zabawki. Dzisiaj zamówiłam stolik i krzesełka do jej pokoiku i puzzle podłogowe, żeby nie było jej zimno na drewnianej podłodze. Oczywiście ze wzorami z Myszką Miki i Kubusiem Puchatkiem :D A- no i tort też zamówiłam z Myszką Miki :D
Bo dla mnie, najważniejsze przed przyjazdem gości jest zrobienie Zetkowego pokoiku. Śmieszne... Ale chcę pokazać, że mamy przyjemny dom, w którym Zetka ma swój przytulny, jej prywatny pokoik...

Chociaż ostatnio serce mi stanęło, a potem Jemu :( Już tak nie wspominała od dawna. Ale w czwartek jak miała podwyższoną temperaturę i była taka przytulańska, zaczęła płakać, że tęskni za "pomarańczowym" domkiem, że chce do Kili i Miko... :[ I teraz na dniach, Jemu też wspomniała o pomarańczowym domku :[ Czyli gdzieś jeszcze siedzi w niej pamięć tamtego okresu :( Aż nie chce mi się pisać... 





















poniedziałek, 30 stycznia 2012

z procy wyrzucone myśli, sklejone w... poezję moich myśli... Wygrzebane z przeszłości, mówią o tym czego nie ma, co było, a być nigdy nie powinno; choć może tak trzeba, żeby pozbyć się jej całkowiie...


 MOJA SPOWIEDŹ



********************************
Roztrzaskane na zimnej rzeczywistości kawałki serca
Rozszarpują na strzępy resztki rozumu
Łzy spływające po nieznikających uczuciach
Spalają jak trucizna ukryte marzenia
Gdzieś tam głęboko tli się nadzieja...


Chcę wrzeszczeć tak żebyś mnie usłyszał
Chcę niszczyć tak żebyś mnie zauważył
Chcę biec tak szybko żeby wpaść ci bez tchu w ramiona
Bez pytań, pozwoleń i myśli o tym co przyniesie nowy dzień
Chcę umrzeć tak żeby nikt mnie nie wspominał.
Tego wszystkiego teraz chcę!

*****************************

Jak nic nie mówisz
To jakbym we wrzątku się kąpała
Powiesz- jesteś jak obcy ktoś
Zabijasz i tak konającą mnie.


Chcę spijać każde nawet najgorsze słowo o mnie z Twoich ust
Zabijasz wtedy cząstkę mnie
Wolę umrzeć słuchając

***************************

Szmata to...szmata.
Nie ma swoich uczuć
Nie ma swojej woli
Nie ma możliwości krzyczeć.
Nawet najukochańsze
Najpiękniejsze te jedyne
Raz użyte- to już szmata.
Po chwili rzucona w kąt
Przez wszystkich zapomniana
Bo przecież to już szmata.
Nie podniesiesz, nie wtulisz się
Nie złożysz, nie schowasz do szafy
Tylko depniesz, kopniesz dalej
Nie spojrzysz, zapomnisz
Bo przecież to już szmata.
Za jakiś czas Ci się przypomni
Spojrzysz, podniesiesz i
Wspomnisz
Ale wtedy to już będzie zwykła szmata.

****************************
Jesteś jak burza w piękny słoneczny dzień.
Przychodzisz na chwilę, a mój uporządkowany świat staje na głowie.
Jesteś jak narkotyk.
Wiem, że nie powinnam, BA!! że nie mogę, a chcę więcej!
Jesteś jak magnes.
Wystarczy, że przez ułamek sekundy znajdę się w polu Twojego oddziaływania
Przyciągasz z siłą, której nie chcę się opierać!


Chcę żebyś został!


Był jak morska bryza- łagodząca moje ciało w zbyt słoneczne dni.
Był jak witaminy- legalnie mogące łykać szczęście.
Był jak puch- w który będę mogła paść i odpocząć.


Zostań!



A kto powiedział, że życie jest proste...

Czym jest życie jak nie znasz swojego celu?
Czym jest cel jeśli nie wiem co zrobić mam?
Co zrobić by odnaleźć swój cel w życiu?
Zacząć żyć tak by cieszyć się chwilą
Zło pokonać swoimi marzeniami
Smutek licznymi szczęśliwymi chwilami


Niedostępna twierdza ze skamieniałych łez
Zamiast zamku pełnego ciepłych serc
Gdzieś tam między dwoma świętami
Szukam drogi by być z Wami.


*************************

Moja sucha skóra spragniona jest dotyku.
Każda najmniejsza zimna kropla budzi najdrobniejszy nerw pod skórą.
Parują szyby, twarz mam mokrą. Ociekam wspomnieniem, teraźniejszą chwilą, marzeniem.


Dłoń wilgocią rozmazuje ślady na szybie
Paruje we mnie nasze pragnienie
Krzyczę zabierz mnie do naszego świata
Czy go znajdziemy wiedząc że go nie mamy?

*************************

Patrzysz
Nie na mnie, a za mnie
Śmiejesz się
Nie ze mną, a ze mnie
Denerwujesz się
Nie ze mną, a na mnie


Chciałabym byś
Patrzył jak kiedyś
Śmiał się jak dawniej
Denerwował z błahych powodów.


Tęsknię
za beztroskimi wygłupami
Za złośliwymi docinkami
Za dobrym humorem miedzy Wami i nami


************************

Kiedy widzę Twoje smutne oczy
I wiem, że znów Cię męczy
Wszystkie moje myśli, słowa i...
A może przede wszystkim TO
Wypełzają gdzieś z czeluści
Czarnej odchłani niechcianej przeszłości
Jak obrzydliwe, śliskie robactwo
Podpełzają i kąsają moje sumienie
To robactwo, które zawsze wylezie,
zawsze zakłuje i się przypomni
Gdy Twoje oczy ze smutkiem spojrzą na mnie...

****************************

Moje życie to dolina...
Idę doliną życia? śmierci?
Po omacku szukam drogi
W którą idę stronę...
Nie wiem
Nie odwrócę się.
Potykam się, upadam
Ale nie złamię.
To moja droga...
Wybrałam iść z Tobą
Nawet jeśli w tą złą stronę!

 ***********************

 Puk puk...
Kto tam?
Pustka...
Ale tu nikt nie mieszka!?!
Ale dlatego jestem!
Nie rozumiem...?!?


Nie ważne kto tu mieszkał
Nie ważne kto tu się śmiał i płakał
Nie ma już stukania małych stópek
Nie ma już płaczu i uspakajających słów
Nie widać zamyślonej twarzy
Nie widać brudnych talerzy i kurzu wyglądającego zza szafy


Sterylnie czysta, szeroko otwarta lodówka - milczy;
Wyszorowany z kamienia pachnący detergentem zlew z nudów umiera;
Brodzik krzyczy z pragnienia o kroplę wody.


Tam już nikogo nie ma.


Wśród ledwo jeszcze słyszalnych wspomnień tamtej rodziny, tych osób, tego istnienia... Nikogo prócz Pustki NIE MA...


Moje ciało- moja prywata!

Szał mnie bierze... A wszystko za sprawą tego, że coraz bardziej rośnie brzuch :/ Nachylam się i nie ma już na pierwszym planie piersi tylko brzuch! I to taki, który zasłania widok na nogi! Ba!! Na stopy!! Trzeba już niemałej gimnastyki, żeby sprawdzić czy na nogach są buty, czy jeszcze boso chodzę... A to wiąże się z tym, że ciuchy powoli zmieniają się w namioty. Natomiast to powoduje w ludziach, zwłaszcza w kobietach (ciekawe czemu nie u facetów, może byłoby łatwiej znieść monstrualne rozmiary ;P ), chęć podejmowania rozmów o ciąży, dotknięcia brzucha itp... Grrrrrrrr

NIENAWIDZĘ!!!! NIE TRAWIĘ!!! pytań typu "och, który to miesiąc" (25- to nie widać?), "czujesz już ruchy" (czuję ruchy... moje spowolnione, osłabione i słoniowate), "mogę zobaczyć" (niby co? mój brzuch? owszem możesz babo, jak będę w stroju kąpielowym, gdzie z lubością będę chwalić się brzuchem!) "uważaj na siebie"(a jak już nie jestem w ciąży to nie muszę uważać), "nie przeziębiaj się" (a to do cholery rzeczywiście ode mnie wiele zależy)...

Przykro mi oznajmić wszem obecnym wścibskim babom, które chcą mnie molestować, że brzuch- to moja prywatność!! Moja i tylko moja!! No, może po części jeszcze Jego. :) Ale jak mam być obmacywana to tylko przez Niego! Zrozumiano? Nie odczuwam podniety w przytulańsku damsko-damskim!

Po drugie! Przykro mi niektóre z was tak obrażać, ale nie jestem typem matki-polki, która podnieca się i doznaje orgazmów przy każdym nietypowym piardnięciu, beknięciu, czkawki itp, że to niby Robakowe sprawki! Jestem zimnym, bezemocjonalnym inkubatorem! Tak jest! I pogódźcie się z tym! Póki ja to ja- nawet podwójnie osobowa, to JA!!!! JA i MOJE ciało!!! Może nieco większe i ospałe, ale niestety moje!

I uwaga! Jeszcze chwila i moja cierpliwość się skończy i zacznę obmacywać stare baby po każdym "ciążowo- prywatnym" pytaniu do mnie, obmacywać i pytać "A pani to w którym miesiącu jest? Nie boi się pani, że taka stara a jeszcze będzie miała małe dziecko? Poradzi sobie pani? Mogę zobaczyć jak wygląda brzuch starej kobiety w ciąży?'....











poniedziałek, 23 stycznia 2012

Dzień PIERWSZY

Nadszedł szybciej niż było zaplanowane...
Siedzę sama w domu. Głucho, cicho... Aż musiałam włączyć tv, żeby zagłuszyła moje bezsensowne wyrzuty sumienia...
Obudziłam się równo z budzikiem. Przestawiłam pobudkę o 20 min... Jeszcze trochę, pod ciepłą pierzyną, z Zetką słodko wtuloną we mnie. Znów zaczął dryndolić... No nic, wstałam :/ Umyłam się, ubrałam, przygotowałam ciuszki dla Zetki... Wzięłam talerzyk z kanapką, kubek z gorącą herbatą i ruszyłam do pokoju zjeść... "Mamo, gdzie jesteś?" - wyrwało się po drodze z sypialni. Wstała. Ubrałam ją, w między czasie zjadłam. Tu kremik, tam syropek, tu oczko, tu nosek... Obie gotowe wymaszerowałyśmy z domu, bez płaczu i krzyku. Nawet w radosnym uniesieniu. Pojechałyśmy taksówką.
No i tutaj nieco inaczej już wyglądało niż w dniu "poglądowym"... Zetka bez sprzeciwu rozebrała się, ubrała kapciochy... I tutaj bezproblemowość się skończyła. Nie chciała wejść do sali z Panią. Rzuciła się na podłogę z twarzą ukrytą w moich nogach i zaczęła popłakiwać. Weszłam z nią, nie chciała usiąść z dziećmi w kółeczku, nie chciała jeść śniadanka, nie chciała tego, nie chciała tamtego...
Cały czas byłam obok niej- dosłownie obok!
Po śniadanku Pani wzięła ją za rączkę, żeby umyć rączki i pokazać jej wieszaczek. W tym czasie ja dałam nóżkę na korytarz. Siedziałam na ławeczce, a Zetka co chwilę uciekała z sali, żeby pokazać mi to, żebym zobaczyła tamto itp... Ale przerwy między tymi ucieczkami zaczęły się wydłużać. W pewnym momencie powiedziałam Zetce, że idę po zakupy, muszę zrobić obiad i wrócę. Z BARDZO ciężkim sercem wyszłam. Udawałam twardzielkę- z uśmiechem przyklejonym do twarzy chodziłam między sklepowymi półkami, a najchętniej sprintem poleciałabym po Zetkę i przytuliła i ... TAK, tak po prostu chciało mi się płakać! Zrobiłam zakupy i poszłam do przedszkola, żeby dowiedzieć się jak Zetka i czy mogę jechać do domu bez niej. Pani powiedziała, że Zet przez okno widziała jak szłam na zakupy i od tej pory już o mnie nie pytała, więc mogę śmiało wracać do domu...
No i jestem w domu...Cicho, pusto... Gdzie moje złośliwe, pełne energii bamberstwo?...
No i te bezsensowne wyrzuty sumienia... Bo przecież krzywda się jej nie dzieje. Przecież uczy się nowego świata, nowych zasad, bawi się z rówieśnikami... Robi to czego z mamą nie da się zrobić... A ja mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam dziecko...Zostawiłam w budynku taki kawał od domu (zaledwie 4 km), ale przecież to kawał!!
Więc włączam muzykę i zabieram się za obiad... I mi czas szybciej zleci i zagłuszę wyrzuty sumienia...


A niech to kurza wątróbka... :( Włączyłam moje ulubione radio i co leci?...
http://www.youtube.com/watch?v=qtivSTZrezc


I jak tu uciszyć głupie myśli...

wtorek, 17 stycznia 2012

początek

Zaczynamy wszystko od nowa... Przez to nieco wracam do tego co stare.


Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku dni brzuch mi wybiło widocznie :/ Wczoraj nawet On powiedział, że zaczęłam chodzić zarzucając brzuchem :P Przez ciążę czuję się chwilowo niepełnosprawna...
Zetka coraz bardziej broi. Ostatni tydzień była na BARDZO wysokich obrotach, co normalnie nie zwaliłoby mnie z nóg, tak jak teraz... :( Z Anglii przyleciałyśmy o 23 do Gdańska. Miałyśmy być o 23:30, a że nie miałam ze światem telefonicznym ŻADNEJ łączności i nikt do mnie nie mógł zadzwonić, to trochę się naczekałyśmy. Zetka nic nie spała! W domu od razu też nie zasnęła. No przecież! Nie po to tyle się wysiedziała w samolocie, żeby teraz iść spać! Przecież u góry jest pokój Marcelinki, pełen zabawek. Trzeba iść i się bawić!! Zasnęła... o 00:50!!! A rano o 7 pobudka! X. miała wszystko zaplanowane! Zetka miała spać w drodze do Elbląga, albo z Elbląga.... No miała... Ale nie spała. Mimo, że oczy prawie sama sobie trzymała... Ale co za frajda była z jazdy pomiędzy ciotką, a mamą w dużym samochodzie!!! Wpadłyśmy do Babci. Tam oczywiście przypomniała sobie o szafie pełnej zabawek! Potem po Marcelinkę do przedszkola i na zamknięty plac zabaw!




Byłam pewna, że zaśnie wracając. Tak jak ostatnio. A, że mało spała w nocy, to jak padnie, to znów do rana! No i co?... I nic, nieśmiertelna była! Z Marceliną przegadały całą podróż na tylnych fotelach! Jeszcze chciała się w domu z Marcelinką bawić! Ale ja już się słaniałam!!! Wzięłam ją do kąpieli- bo wypolerowała dzień wcześniej pół londyńskiego lotniska całym, swoim osobistym ciałem. No i dzisiejszy plac zabaw! Więc ledwo dając radę wymoczyłam tego stwora! Na szczęście po wstępnym namaczaniu, praniu i suszeniu nadszedł upragniony moment- PADŁA! To trwało może z 10 minut! :) Ale ja nie długo po niej ległam. Ona zasnęła o 19, a ja o 21!! :/
Nowy dzień! Myślałam, że pośpi trochę... A ona w stan gotowości przeszła już o 6:50!!!!!!! Boszszsz... Czułam się jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry, kiedy ściągała ze mnie kołdrę :/ No ale wtedy chwilę po 8 wyjechałyśmy do Babci. Po 12 przyjechali po nas Jego rodzice. Posiedzieliśmy trochę jeszcze u Babci, zjedliśmy obiad, dostałam wyprawkę na nowe mieszkanie w postaci różnych słoików i kwiatów :D
Całą drogę z Gdańska do Lipowej Alei spałyŚMY :D To taka nasza prawdziwa Lipowa Aleja. Zetka czuje się tu totalnie swobodnie i niczego się nie boi i niczym nie stresuje! Jest Panią na włościach. Mnie uderzył tylko brak Babci Indianki. Cały wieczór zmagałam się, żeby wejść po pokoju... Do pokoju, gdzie jak ostatnio tu byliśmy było tłoczno, gwarno, bo wszyscy chcieli posiedzieć przy Babci... A teraz... Teraz jest tylko dziura w łożu... Na stoliku leży babciny wiklinowy kapelusik, na fotelu leżą równo złożone koszule nocne Babci.... Tak jakby zaraz miała jedną z nich ubrać na noc. Ale nie... Babcia jest już w sercu, we wspomnieniach, w zapachu... Jest przy nas, ale już nie z nami...










A Zetka, Zetka poszła spać o... 23!!! I rano wstała przed 9 na szczęście!!! :) Na szczęście dla mnie, bo troszkę pospałam, a ostatnio miałam wrażenie, że sen to luksus, na który mnie nie stać... Ale na nieszczęście dla Niego. Jak Go zobaczyła.... Nie dała mu już spać! Tata!!! Jej najkochańszy On!!! I nie ma zmiłuj- trzeba wstawać :]
 Tak się zaczął następny dzień na torbach. Taki w miarę spokojniejszy. Ale stres mnie ogarnął, bo nie dostał pensji... A tu tyle opłat, zakupów.... Nie wspominając o sesji, która przeszła mi koło nosa :(
No i kolejny dzień- zaraz po śniadaniu ruszyliśmy do nowego domu.... Spadł śnieg, i początkowo droga była "słaba", ale później aż do przejazdu przez Wisłę było niemal sucho. Pod koniec drogi znów zaczął padać śnieg. Bałam się tej podróży BARDZO. Z Zetką?!? W ciągu dnia?!? Tyle godzin w jednej niemal pozycji?!? Toć ona nam samochód rozniesie!?!!!!!... Znów mnie jednak dziecię zaskoczyło... Nic nie spała w drodze i nic nie marudziła!!! :D Przerwaliśmy pierwszy etap początku.


Nowy dom... Pełno kartonów, kartoników, siatek, siateczek, torb i torebeczek grzecznie stojących i oczekujących na ich odciążenie. Już tydzień czekają, więc zakasałam rękawy i do roboty... Ledwo minęły 2 może 3 godziny, jak padłam z wycieńczenia... Ale Zetki pokój był gotowy do użytku :) Za to ja... byłam, a raczej nie byłam zdolna do niczego więcej. Było mi BARDZO niedobrze. Chciało mi się wymiotować i głowa zaczęła mnie boleć :/ Poszłam spać razem z Zetką. Obudziłam się przed 3 kiedy przyszła do nas Zetka i zaczęła rozmawiać, czemu ona śpi tam sama, czemu jej zabawki są tam, a my tu itp itd... Chyba pół godziny mięło nim znowu zasnęła. A ja znów się ocknęłam przed 5 i nie mogłam zasnąć, więc tym razem ja włączyłam tryb tuptusia wędrowniczka i poszłam do Zetki pokoju. Leżałam, myślałam, znów leżałam i zasnąć nie mogłam... Aż wstał On i Zetka i Zetka przyszła ok 6 do mnie... też już nie zasnęła. Zaczęła bawić się zabawkami na podłodze, trochę na łóżku, oglądała bajeczki na telefonie, zrobiła mi samodzielne dochodząc do wszystkiego, zdjęcie telefonem!?!!!!


Ledwo około 8 podniosłam wielkie brzucho z wyra... Zrobiłam śniadanie i obie ległyśmy w dużym pokoju na kanapie przed bajkami... :( Od czasu do czasu zbierałam się w sobie i coś tam odpakowałam, coś tam ułożyłam... Ale czułam się wciąż tragicznie. Głowa mnie bolała, byłam totalnie niewyspana...MASAKRA i do tego miałam wrażenie, że jestem niedożywiona ciągle :/ Poszłam spać z bólem głowy... Wstałam dzisiaj z bólem głowy...:( Ale już wyspana jestem :) Nawet zaczęłam myśleć o kąpieli relaksującej dzisiejszego wieczora :D


Wspomniałam wcześniej, że wracam do tego co było, minęło... Ostatnio odetchnęłam... Bo mimo upływu czasu, mimo pozornego "zapomnienia", wciąż paliły mnie wyrzuty sumienia, o "krokodyla", o Małolata, o to co się stało a nie powinno...
Jeden gigantyczny błąd, a mogłam tyle stracić i tyle zniszczyć...

Ulżyło mi!! Boszszsz... przez taki czas nosiłam w sobie tak gigantyczny stres, taką traumę, niepokój... Teraz jest lżej... Choć tamto wciąż pali...
Mogłabym śpiewać bez końca...
                                              http://www.youtube.com/watch?v=fNU2Q7_s8TU


Z drugiej strony...

wtorek, 3 stycznia 2012

Nowy Rok i Cheddar

New Year and New Life...
Tak można rozpocząć nowy rozdział...rozdział życia i roku :)
 Rok 2012 mam nadzieję, będzie odskocznią od ostatnich kiepskich, chudych lat! I nie mam na myśli tego, że teraz staniemy się bogaczami... To nie są moje marzenia.


Ten rok to wiele imprez w rodzinie: 18stka, 50tki, wesela i porody!! :) Jednym słowem imprezowo się szykuje. Nie wspominając, że cała Europa będzie jedną wielką wioską imprezową przy okazji... Olimpiada w Anglii, Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie...


No i jest praca, praca, która pozwala nam konkretnie zacząć spłacać nasze kryzysowe lata... Do tego dochodzi możliwość odcięcia się od Jego rodziców. Będziemy w zupełnie nowym miejscu, wystarczająco daleko, żeby nie widywać się zbyt często ale wystarczająco blisko, żeby raz w miesiącu mogli do nas przyjechać! Nie będzie żalu i wyrzutów sumienia czy niezadowolenia i wypominania błędów.


No i zaczyna się nowe życie Zetki! Zapisaliśmy ją do przedszkola!! Boszszszsz... jestem lekko zestresowana tym. Jak ten czas leci! Ale przynajmniej będzie więcej czasu spędzała z dziećmi, a ja przez rosnący brzuch będę miała trochę czasu na spokój i odpoczynek :)


Najbardziej  ze wszystkiego cieszę się, że będziemy mieć swoje mieszkanko!! Nówka sztuka z naszą sypialnią i z pokojem dla Zetki!! Dzisiaj On już wyleciał i będzie przygotowywał mieszkanie na nasz przyjazd! :) Nie mogę się doczekać rozpakowywać zwiezionych z traumatycznego miasta, naszych bambetli. Układania, dopasowywania, sprzątania, wycierania i odpoczywania. Zwłaszcza cieszy mnie WIELKI balkon :) Już bym chciała żeby ciepło się robiło :) Jak tylko doprowadzę do stanu używalności mieszkanko porobię kilka fotek :P


Nowy Rok...
Był stary, jest już nowy... Aby nie siedzieć tyle w domu. Mimo typowo angielskiej, pochmurnej, dżdżystej pogody wybraliśmy się z moimi rodzicami do miejscowości oddalonej zaledwie o 19 mil - do Cheddar. :)
Było by spokojniej i sympatyczniej gdyby nie zrzędzenie starego, niepełosprytnego dziadka :/ Boszszsz, to jest jedna z niewielu osób na świecie, które samym swoim wyglądem już wyprowadza mnie z równowagi. Nie wspominając tego jak bardzo się gotuję jak tylko otwiera usta!! Ogólnie wycieczka była bardzo udana, mimo wspomnianej angielskiej pogody i towarzyszącego nam gburka... Na koniec musiał tylko pokazać, że z nim nie można od początku do końca spędzić całego dnia w miłej, spokojnej rodzinnej atmosferze!! Grrrr...
Ale "gussss-fra-ba".


A więc... Cheddar!


Ha!
Najczęstsze skojarzenie z nazwą?... Oczywiście SER. I to ten ser, taki do jedzenia, smacznie śmierdzący ;) A nazwa sera... Nazwa sera pochodzi z niewielkiej angielskiej wioski, do której się wybraliśmy, i  w której rozpoczęto jego produkcję. Ser cheddar jest najbardziej popularnym serem na rynku Wielkiej Brytanii. Podobno to aż 50 proc. udziału w ogólnej sprzedaży sera!! A co najciekawsze i chyba najbardziej zaskakujące? To to, że w miejscowości Cheddar... jest tylko JEDEN zakład serowarski !?! :)
My naszą dzisiejszą wycieczkę zaczęliśmy właśnie od tego zakładu:) To niewielki sklepik na froncie budynku, a na jego zapleczu znajduje się mikro muzeum oraz produkcja. Zetka była początkowo nieco znudzona, bo
przez 25 min leciał filmik z objaśnieniem krok po kroku jak powstaje ser. Między słuchaniem wykładu skakaliśmy, wg tego co żandarm "Zet" nakazywał, po schodkach dla dzieci, które Zetka oczywiście musiała
porozsuwać wg swojego gustu... :D
Po filmiku pan z produkcji (wiekowy Anglik, po którym widać, że produkcja sera to bardzo ciężka fizyczna
praca- miał już dużego garba- ale co się dziwić jak wszystko powstaje "ręcznie", a "krążki" serowe to średnio 25kg bloki)... No więc, ten Pan (tak wiem, ciocia byłaby niezadowolona z "no więc" ;) )...
Wróć... Pan, po pokazie filmowym, pokazywał niektóre etapy produkcji. Spytaliśmy się go, czy jada sery jeszcze... Wykrzywił się tylko i stwierdził, że już od dawna wykreślił sery z menu. :)
Zetce się ten etap spodobał, bo Pan do niej zza szyby kiwał :) Oczywiście kupiliśmy 3 małe kawałki sera- z trzech różnych etapów produkcji. Do degustacji zabierzemy się wieczorkiem. Z wyjątkiem mnie, wszyscy będą degustować przy lampce wina, a ja będę z kubkiem zielonej herbaty :P
















Po lekcji edukacyjnej wybraliśmy się na spacer po Cheddar. Nie ma to, tamto... Nie można Nowego Roku rozpoczynać zasiedziałym trybem domownika zgnuśniałego ;) Pogoda była w kratkę- raz słońce raz deszcz. Choć z przewagą chmur, to i tak jak na 1 stycznia było ciepło, bo zaledwie 11 stopni!! Krokusy już kwitną i drzewa puszczają pąki. Ba nawet nie pąki co niektóre już też kwitną, i krzaki róż pięknie wyglądają!!




 Cheddar to bardzo malownicza mieścina. Jak już wcześniej wspomniałam, oddalona o około 19mil na zachód od Bristolu. Myśmy tylko przeszli się wzdłuż miasteczka. Ale jak będzie cieplej (jak przylecimy tu na wiosnę- przylecimy i dokładnie zwiedzimy) to wybierzemy się na szczyt wąwozu Cheddar, do jaskiń... To idealne miejsce na lubiącą się "bać" Zetkę :) W jaskiniach są miejsca typowo turystyczne, jak czarownice, duchy czy kościotrupy ;) Na szczyt wąwozu prowadzą wąskie, strome, kamienne schody... Dziś padało i my byliśmy nieodpowiednio do takich ekstremalnych wypraw przygotowani no i byliśmy z wózkowym dziadkiem ;) Ale wiosną WRÓCIMY TU :D
W skałach tworzących wąwóz znajduje się wiele jaskiń, gdzie w 1903 roku odnaleziono najstarszy ludzki szkielet na Wyspach Brytyjskich (nazwany Cheddar Man), liczący około 9000 lat oraz liczne pozostałości
z późnego paleolitu górnego. A co ciekawsze!?! To to, że w samej wiosce Cheddar odnaleziono pra-pra-pra przodka tego Cheddar Man, poprzez badania krwi, DNA :) Takie człowiek dopiero może pochwalić się
korzeniami, drzewem genealogicznym! :) W jaskiniach, powstałych na skutek działalności wody, występują liczne stalaktyty i stalagmity...
Och, sama nie wiem czego tam nie ma a co jest, bo nie było kiedy sprawdzić. Ale spacer był przyjemny i zarzuciliśmy haczyk na miejsce do "dogłębnego" zwiedzania na wiosnę :)










































Po powrocie wszyscy rzuciliśmy się na obiad!! Kilka godzin na świeżym powietrzu, a żołądki jak przetrzepane ;) Zetka w samochodzie nie spała, bo z Babcią bawiła się w odgłosy zwierzaków z farmy :) Za to ja klepłam i nawet nie wiem kiedy :D Obudziłam się w Bristolu już, jak lało!! :/ Zetka wszamała cały obiad i już leży w wyrku. Wykończyła się :)