niedziela, 3 czerwca 2012

o miłości...

Dzisiaj, po raz pierwszy Zetka miała taki prawdziwy wypad tylko z tatą. Nie takie tam spacerki do parku, czy piaskownicy. Pojechali tylko we dwoje na basen. Już beze mnie. Chciałam. Nie miałam jednak wystarczająco sił. Pozostało mi siedzenie na kanapie. Trochę im zazdrościłam. Trochę czułam się... tak byle jak. Taka zbędna. Niepotrzebna. Miałam odpoczywać. No i odpoczywałam. A chciałabym być z nimi.

Zetka obiecała mi, że jak będę już zdrowa, to mnie zabiorą ze sobą. "Obiecuje. Nie martw się" :)

Przed chwilą wyszłam od niej z pokoju. Koniecznie chciała, żebym to ja ją położyła. Mocno się do mnie przytuliła. Złapała, jej zwyczajem, za uszko i zasypiała. A ja zaczęłam zastanawiać się, czy zaczyna do niej docierać, że już za chwilę, nie będzie miała mnie na wyłączność. Trochę zrobiło mi się smutno. I ze względu na Zetkę i na siebie...

Czym jest bycie razem? Czemu ma służyć zakładanie rodziny?


Człowiek ma serce tylko jedno. "kocham całym sercem"- jakie to jest popularne określenie... Czy całym sercem można kochać tyle ludzi? Czy ta miłość nie jest słabsza/mocniejsza/prawdziwsza tu/ wymuszona tam...?!?...


Rodzimy się i nasze serce oddajemy naszym rodzicom. Tak totalnie, bo przecież nikogo nie znamy, nikt się nami tak nie zajmuje. Tak naturalnie, od urodzenia- pierwsza nasza miłość to, ta do rodzicieli. A przynajmniej tak być powinno. Rośniemy. Poznajemy świat. Usamodzielniamy się. Uczymy się. Też innej miłości. Tej do naszej "drugiej połówki". Jeśli trafiliśmy na TĄ właściwą (ja mam to szczęście) to znów oddajemy całe nasze serce tej drugiej osobie. Tak totalnie. Inaczej niż oddaliśmy je "X" lat temu rodzicom. Ale chyba tak samo egoistycznie. Oddajemy swoje serce w zamian, za chęć posiadania całkowicie serca tej drugiej strony. Zazdrość o najmniejszy objaw jakiś głębszych uczuć do kogoś innego, może strasznie zakłuć nasze serce. Ale życie płynie. A my wciąż sie uczymy i tego życia i tej miłości.

Para, która jest ze sobą, z prawdziwej, pełnej miłości, niemal darzy się cały czas takim egoistycznym uczuciem. Miłość do rodziców istnieje, ale tak jakby gdzieś, tam dalej. Już nie jest tą jedyną, najsilniejszą, egoistyczną miłością. Jest. Są rodzice. Jesteśmy my- my, czyli On i ja. I będąc parą to, to istnienie On i ja jest najważniejsze, najsilniejsze, takie egoistyczne. Nie chcemy dzielić sie tym uczuciem z nikim. Nawet z rodzicami. Takie jest prawo, którego się uczymy. A czy zapamiętamy na przyszłość?...
Jest On i ja i od kilku latek Zetka. Teraz nasze serca oprócz wzajemnej miłości, obdarowują uczuciem Zetkę. Tak totalnie egoistycznie? Wiem, że zupełnie inaczej tą miłość przekazuje On. I zupełnie inaczej ja. Czy tak było z naszymi rodzicami względem nas?...
Zetka to kawałek Jego i kawałek mnie. I ona kocha nas bezgranicznie i totalnie, egoistycznie. Tak jak my kochaliśmy naszych rodziców będąc dziećmi. Nie pamiętamy tego. Przecież jak?!? Ale teraz możemy sobie wyobrazić patrząc jak bardzo dąży nas uczuciem Zetka. Jesteśmy dla niej najważniejsi. Jesteśmy jej, z nią, przy niej, dla niej.
Teraz ma być z nami jeszcze Młoda Panna. Też nas pokocha (takie mam zamiary ;) ) miłością totalitarną, egoistyczną. My też będziemy chcieli być z nią, obok niej, przy niej, dla niej.
A co z miłością Zetki do siostry? Przecież mamy jedno serce. I była jedna Zetka. A teraz będzie jeszcze Panna M. Osoba, która poniekąd przyczyni sie do odebrania jakiejś cząstki nas od Zetki.
Czy nasze serca są w stanie tak sie podzielić? Na tyle osób? Czy człowiek jest w stanie kochać tyle osób? Czy miłość jest ta sama, inna czy słabsza/mocniejsza/tak samo silna?

Doszłam do wniosku, że nie należy myśleć w kategorii - podzielić serce/ podzielić miłość na... Miłość może sie tylko mnożyć. Bo tylko pomnożona miłość rośnie. Matematyka - coś z niej jeszcze pamietam ;) 
Wyobrażam sobie, że moje serce się mnoży przez pączkowanie, a może jakoś je klonuję. Tak aby każdy miał równy kawałek. Nie większy, nie mniejszy- równy. Może nie będzie taki sam, ale będę starać się, aby był równy.
Wiem, że moja miłość do Niego jest chyba najsilniejsza. Z racji tego, że to to miłość "nabyta". Miłość, którą się samodzielnie, w pełni świadomie rozwija, pielęgnuje,  zabiega. Taka ukradziona miłość. Ukradłam Go, Jego rodzicom. Tak jak On wykradł mnie moim.
Miłość do Zetki i do Panny M jest miłością totalną, do Niego i do siebie- bo to nasze drobne cząsteczki. Ale to miłość, która rodzi się w nas razem z pojawieniem się tych cząsteczek. To taka miłość, która początkowo po prostu jest i od nas zależy czy będzie silna później, czy gdzieś ucieknie, przejdzie na dalszy tor. Wiem, że przejdzie na drugi plan- gdy nasze panny odnajdą swoje NAJWAŻNIEJSZE miłości i zaczną je pielęgnować, zabiegać, zabierać na wyłączność.
My będziemy, ale tak już z boku oddawać im naszą miłość. Taka jest kolej rzeczy. Wciąż będziemy razem (to takie moje marzenie). Trzymać się za ręce na spacerze, razem milczeć i razem się śmiać czy płakać, a nawet wciąż będziemy się kłócić :P. Będziemy razem patrzeć na to jak koło mnożenia miłości się zamyka- nasze panny zaczną mnożyć, w swoich rodzinach, miłość.
Zależy mi tylko na tym abyśmy przekazali dziewczynkom silne, prawdziwe i mocne fundamenty miłości. Żeby mogły ją mnożyć w pełni świadomie i bez obaw, że miłość może się skończyć czy zmniejszyć czy odsunąć...

Boję się tej lekcji. Na końcu życia dostaniemy świadectwo z oceną od nich czy zadaliśmy ten egzamin i czy one są z nas zadowolone. Czy mimo, że będziemy na drugim torze od pewnego etapu, będą czuły się zawsze kochane. Ale nie tak już totalitarnie, egoistycznie.

Kochane. Zawsze. Równo.

2 komentarze:

  1. Już jakiś czas temu czytałem ten wpis, ale zainteresowany nowym wszedłem ponownie. I tak sobie pomyślałem, że nie ma się czego bać, napewno każde dostanie tyle miłości ile w sobie nosicie.
    Dwie uwagi. Z własnego doświadczenia wiem, że czasami drugie dziecko, dostaje więcej miłości niż pierwsze. I z obserwacji też tak zauważam, dlatego nie przejmował bym się czy mała będzie jeszcze miała szanse na miejsce w Waszym serduszku, ale uważajcie by nie zaniedbać Zetuni. Ale jesteście wspaniałymi rodzicami, więc to Wam nie grozi.
    Jest inne niebezpieczeństwo, na które natknąłem się w moim ulubionym miesięczniku "W Drodze" - katolickie =P Często jest tak, że przy dzieciach zapomina się o sobie nawzajem, o swojej miłości małżeńskiej. Ludzie zatracają się w miłości do pociech, poświęcając czas dla siebie, a gdy dzieci rosną, wychodzą z gniazda okazuje się, że nie ma o czym rozmawiać ze sobą!!! Więc Kochani znajdujcie też czas dla siebie! Koniecznie... chociaż raz na jakiś czas... nie zapominajcie o sobie... :) Idę do postu z Małą Mi...:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Waldi za miłe słowa. :) Obawy są, ale świadome więc mam nadzieję, że uda się pokonać wiele górkę dzięki, właśnie świadomości. Sama z doświadczenia wiem, że młodsze rodzeństwo ma "łatwiej", "lepiej"... Choć znam też w najbliższym otoczeniu drastyczne wyjątki :)
      Katolickie czy nie- ale w tym miesięczniku piszą życiową prawdę :) My już do tego doszliśmy. Kiedyś była Zetka i tylko Zetka. Ale od jakiegoś czasu, jest niania z Zetką, a my sami na spacerze na Starówce, ale w teatrze, albo w kinie, albo po prostu zostawiamy Zetkę i wychodzimy- ot bez celu, ale właśnie nie jako mama i tata tylko On i ja- tylko my :)

      Usuń