sobota, 5 stycznia 2013

Męska szowinistyczna świnia


Wyszłam. Miałam dość!! Dość tych "pocieszających" uśmieszków. Słuchania, jak to słodko pierdoli dookoła rodzince, że zaczyna sie weekend, że z Kudłatą lepiej, ale że ja teraz wyglądam dużo gorzej, że da mi pospać itp... 
I co?? I wielkie G Ó W N O...
Wieczorem padł... Pewnie ze zmęczenia. Bo przecież pracował, a i dokończyć On musiał przeprowadzkę, bo mi sił zabrakło. Więc nic dziwnego, że padł... 
Zaczął mnie dopadać kryzys. Stresy, zmęczenie, głód, niewyspanie. Wczoraj zjadłam aż śniadanie, a później ok 20 dopiero "kolację". Nie miałam jak iść do kibla, a co dopiero znaleźć czas na zrobienie jakiegoś obiadu... 
Kudłata jest spokojna tylko na rączkach. Śpi mi na rękach albo wtulona we mnie, trzymając mnie.
Nim wrócił do domu tylko raz byłam w stanie wyrwać się do toalety. Raz! A jedzenie?? Tylko wodę piłam, bo tle jedną ręką dawałam radę zrobić...

Noc- On spał jak zabity. I był wielce zdziwiony jak poprosiłam Go, że jak chce tak słodko sobie chrapać, to niech idzie do Zetki. Bo tymi plecami w moją stronę i tym chrapaniem tylko mnie rozdrażnił. 
Dzięki za dłuższy sen... NOT!!!

Rano- wczoraj zrobiłam pod blokiem zakupy. Bo nie miał mięsa do swojej diety. Czerwonego mięsa. Kupiłam też sobie kurczaka. Bo szybko się robi i jest szansa, że zjem coś ciepłego. Bo Jemu do głowy nie przyszło, żeby przygotować mi obiad na następny dzień, bo zmęczony, bo lepiej rozpakować i szeleścić. A prosiłam, że po piątej tabletce przeciwbólowej, każdy wyższy dźwięk, każdy szelest folii, papierów wywołuje u mnie zawroty głowy. Jakbym za mało w ostatnich dobach nasłuchała się płaczu... To skwitował tym, że przesadzam...
Ledwo wstał, zaczął wyciągać brudne swoje rzeczy z szafy, czy Mu nie wypiorę. Jasne i tak w końcu muszę nastawić pralkę, bo pod stertą ohaftowanych rzeczy ledwo ją widać. A On co??!!?? Kładzie rzeczy na łóżku obok swojej szafy???... Proszę, żeby zaniósł do łazienki... "Jak wrócę"... A obok łazienki kręcił się przed wyjściem chyba ze sto razy!!!! Mało tego...
Możecie się śmiać. Ale czarę goryczy przelał...kurczak.Rano wpierdolił mojego kurczaka!!!!!!! Bo nie przygotował sobie mięsa wieczorem. Pewnie liczył, że jeszcze ja przygotuję. 
Taka niemoc, taki dół, taka irytacja i WIELKI OLBRZYMI WKURW mną wstrząsnął... 
Udało mi się ukołysać Kudłatą i wyswobodzić z jej objęć i zostawić śpiącą, samą. Ucieszyłam się, że mogę zjeść śniadanie (godzina 11:30) i zdążę wrzucić kurczaka do gara, niech się z niego coś ciepłego robi- od razu na dwa dni, dla Zetki i dla mnie. Chciałam zacząć od tego obiadu... A kurczaka już nie ma... Bo On rano sobie zrobił na śniadanie!!!???!!! Mimo, że pokazywałam Mu, że kupiłam to cholerne czerwone mięso. 

Odechciało mi się wszystkiego. Siadłam i po prostu zaczęłam płakać!!! Serio!!! W tym całym zmęczeniu, wkurwieniu, głodzie, jak wrócił zaczęłam się drzeć na Niego, że ma mnie w dupie, że tylko dokłada mi pod nogi, że Jego śmierdzące ciuchy... Wszystko co tylko mi przychodziło do głowy wykrzyczałam. A On co? Że on może jeść kurczaka i to ja Mu kiedyś zjadłam... 
Pękło we mnie wszystko. W S Z Y S T K O.
Nic nie mówiąc, zostawiłam telefon w domu, ubrałam się i wyszłam. Nie mam ochoty wracać. Najchętniej zapakowałabym się gdzieś, zaszyła i nigdy więcej na Niego nie spojrzała!!!! Martwię się tylko o dziewczynki, bo On nie ma pojęcia kiedy i co podać Kudłatej. Będzie swoją złość wyrzucał na Zetce...
Ale mam dość. Dość tego, że traktuje mnie jak robota- zrób obiad, wypierz, wyprasuj, zajmij się dzieckiem, nie śpij, sprzataj wymioty, użeraj się z debilami w szpitalu, nie śpij, nie jedz, zrób mi obiad... I tak w kółko. 
Skończyły mi się siły. Na wszystko, co tyczy się Jego "szczerych" chęci pomocy - On wyśpi się za mnie, za mnie odpocznie i zje...

Facet to świnia! Męska, egoistyczna, szowinistyczna świnia.

10 komentarzy:

  1. ...nie tylko u Ciebie mieszka taka szowinistyczna świnia! Pewnie co druga kobieta męczy się podobnie, jak Ty codziennie.
    Ich rola naprawdę ogranicza się do spłodzenia dzieci. To jest straszne, ale niestety prawdziwe. Piszesz, że Twój mąż nie wie kiedy i co dać córce do jedzenia. U nas jest to samo. Jak raz na jakiś czas udało mi się wyjść to miałam co 30 minut telefon. Pytał o byle gówno! Dramat. Jak upośledzony człowiek.
    Najbardziej mnie wkurwia, że nierób palcem przy dziecku nie ruszy, a jak wraca z pracy to Mateusz mu się na szyje rzuca i nie liczy się nikt oprócz taty. Zajebiście!

    Nie wiem co Ci napisać...nie ma nawet po co pocieszać, bo za chwile i tak wrócisz do rzeczywistości.
    Jak Kudłatej minie ból sytuacja się jakoś unormuje.
    Zycze cierpliwości i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami się zastanawiam, czy nie dałoby rady urzeczywistnić Seksmisji... ;)

      Usuń
  2. u mnie tak nie jest mąż chętnie zajmuje sie dziećmi, pierze, gotuje dużo mi pomaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę...
      Choć na swojego ogólnie nie mogę się skarżyć, bo też zajmuje się dziećmi. Ale w sytuacjach kryzysowych, mam wrażenie że faceci tracą głowę i trzeba kubła zimnej wody, przynajmniej dla mojego, to wtedy otworzą oczy i chociaż troszkę wyręczą...

      Usuń
    2. Widziały gały co brały... Zawsze możesz znaleźć księcia na białym koniu...

      Usuń
    3. Widziały, ale wtedy dzieci nie miały i nigdy o nie nie zabiegały!!!???!!! To On i jego strona naciskali, namawiali, przekonywali, emocjonalnie szantażowali...

      Usuń
  3. Marto, wszedłem tu z ciekawości bo wpisałaś się u Blogomotive. Jestem po lekturze jednego posta i powiem szczerze, że się trochę pogubiłem. Piszesz, że nie masz czasu na jedzenie a masz go na prowadzenie bloga i czytanie oraz komentowanie innych. Może to kwestia braku odpowiedniej organizacji i ustalenia priorytetów? Może Twoje kłopoty z mężem wynikają z braku asertywności? To on i "jego" strona chcieli mieć dziecko? A gdzie Twoje zdanie?! Przecież to Twój brzuch!! Pokaż mu, że masz własne zdanie i domagaj się szacunku. Jeśli tego nie zmienisz, na zawsze będziesz zatroskaną i uciemiężoną "matką Polką" wylewającą żale na blogu. Czemu Wy kobiety dajecie tak się poniewierać dominującym facetom?!

    Jako szczęśliwy tatuś 2-miesięcznych bliźniaków nie wyobrażam sobie, że nie pomagam żonie w codziennych obowiązkach. W tygodniu pomaga nam jej mama (pracuję, ale wieczorami też się angażuję), natomiast w weekendy wstajemy na zmianę do karmienia i przewijania dzieci. Praniem, sprzątaniem, gotowaniem dzielimy się po równo. Nikt u nas nie narzeka, bo widzimy, że to wspaniałe dzieciaki i mnóstwo radości daje nam spędzanie czasu z nimi. W końcu jedziemy na jednym wózku i nie może być tak, że każde pcha go w swoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze gratuluje bliźniaków! :) My mamy dwie dziewczynki w różnym wieku i dla mnie to już jest doświadczenie trudne do ogarnięcia. Może wynika to właśnie z faktu, że nigdy nie byłam w grupie dziewczyn pragnących wić gniazdka.
      Co do pokazania, że to mój brzuch. Uwierz mi chciałam. Przy pierwszym razie chciałam dobitnie pokazać, że mój brzuch, moja decyzja. Po swojej stronie miałam siostrę, która zgodziła się i wspierała mnie w decyzji. Ale przyleciał On i zaczęły się rozmowy typu "to pierwsza ciąża, coś może pójść nie tak, to potem jak bym zmieniła zdanie mogłabym mieć problemy z zajęciem; teraz jest dobrze, itp. Itd" A że byliśmy dwa tygodnie przed NASZYM weselem... Nie chciałam się kłócić. Miałam wystarczająco wiele innych stresów- z organizacją, ze zmianą pracy, z przeprowadzką...

      Co do mojej organizacji... Niestety po części się muszę z Tobą zgodzić. Bywa kiepsa- zwłaszcza gdy w ciagu dnia jestem po 7-8 tabletkach przeciwbólowych, po dobie która wygląda 2-3 godziny snu na 3-4godziny nie spania, tulenia, głaskania, przewijania, zmiany po raz setny pościeli, wystawiania prania z ciuchami pełnymi wymiocin. Po czym dziecko zasypia na ręku i od razu przebudza się z płaczem, gdy staram się ją odłożyć. Więc kładę ją sobie na brzuchu, opieram się o wezgłowie wyrka i znów 2-3godziny snu. Tylko ten sen jest bardzo niespokojny, bo każde chrząknięcie, każdy kaszel, rzucanie główką, powoduje, że mam oczy jak 5 złoty - szeroko otwarte. A niestety dla innych, jestem typem, który dobrze funkcjonuje, gdy prześpi książkowe 8 godzin! Jestem przykładem człowieka, który niewyspany nie potrafi poprawnie funkcjonować. A ja już nie pamietam kiedy się wyspałam! Marzy mi się czas, kiedy dzieci będą duże i znów sen będzie moją osobistą świątynią!! :)

      Nie od razu udaje mi się zasnąć po takim awaryjnym przebudzeniu. Wtedy mam "czas" na pisanie bloga, przeglądanie internetu czy pogadanie z kimkolwiek ze znajomych, którzy są dostępni online! Bo mam jedną rękę wolną, a w jej zasięgu iPada. Bo telefonu nie mam przy sobie. Drażni mnie jego dźwięk i nie chce mi się gadać, tym bardziej gdy Kudłata już śpi, albo gdy muszę w bardzo krótkim czasie zrobić wiele rzeczy na raz!

      Na moją Męską Szowinistyczną Świnię, nie narzekam ;-) Mogłabym mieć dużo gorzej. Też mi dużo pomaga. Ale jak człowiek jest wyczerpany, wręcz słania się na nogach, wystarczy kropla, żeby coś pękło.
      Przyznaję, mój mózg w tym czasie zupełnie inaczej odbiera wszystko co się wokół dzieje. Od faceta wymagam tylko tyle, żeby starał się podejmować samodzielnie inicjatywę w tym czasie i jednocześnie (choć wiem, że w przypadku facetów to dość powszechny problem ;) ) pomyślał o mnie. Tylko tyle! A może to za dużo??

      Od wczoraj jest lekka poprawa Kudłatej. I moja. Dostałam chwilę wytchnienia w niedzielę. Kiedy po prostu leżałam tępo patrząc przed siebie i nic nie robiłam przez pół dnia. Wczoraj Kudłata pospała niemal 5 godzin. Dzięki niej i ja.

      O tym jak wygląda drastyczny etap w życiu małego dziecka, jakie miała Kudłata objawy tego przeklętego ząbkowania, jak to przechodzi, ile trwa. I jak ja to przechodzę i On i Zetka... Piszę. Ale to nie jest tak, że siadam wygodnie przy biurku czy na fotelu i piszę aż napiszę. To powstaje! Kilka zdań, czasem tylko szybka myśl...
      Jak powstanie to wrzucam.

      Przecież w końcu muszę coś zjeść i usiąść choć raz dziennie na kibelku, bez rozkojarzaczy ;) No i choć na 5 min posiedzieć z Zetką.

      Życzę Tobie, drogi tato bliźniaków, abyś z żoną zawsze tak jak do tej pory, zgodnie dzielił się obowiązkami i obyście nie musieli przechodzić żadnych kryzysowych sytuacji przy rozwijających się dzieciach. A wiem, że to możliwe, bo Zetka była jakby jej nie było ;) Wszystko przechodziła bezboleśnie, bezstresowo, mało płakała, dużo się śmiała.
      Teraz dokazuje. Ale i teraz łatwiej ją ujarzmić ;)

      Usuń
    2. Być może odniosłem mylne wrażenie po Twojej notce, zatem zwracam honor. Znam przypadek, gdzie koleżanka mojej żony jest totalnie zdominowana, nie ma własnego zdania i daje sobie wejść na głowę mężowi, teściowej i całej rodzinie po ich stronie. Ma dwie córki, którymi zajmuje się non stop, w dodatku zamelinowała się u nich szwagierka w ciąży. Żali się za każdym razem jak jej źle, ale nic nie robi w kierunku poprawy sytuacji. Widać, takie życie jej odpowiada. Przerażają mnie takie historie, bo nie wyobrażam sobie jak można żyć w takim emocjonalnym chaosie, bez wsparcia ze strony najbliższych.

      Dziękuję za życzenia, Tobie życzę zdrowych dziewczynek, więcej spokoju i czasu dla siebie :) Chociaż blog jest typowo dla kobiet, to zajrzę tu od czasu do czasu. Może dzięki temu będę lepiej rozumieć moją żonę w "kryzysowych" sytuacjach :)

      Usuń
    3. Jak napisałam w moim pierwszym komentarzu. Mój mąż mi nic nie pomaga i jego rola naprawdę ograniczyła się tylko do spłodzenia dziecka. Przykre to, ale niestety prawdziwe. Nic przy dziecku nie zrobi bezinteresownie.
      Na początku narzekałam, bo gdy dziecko jest malutkie, to faktycznie tej pomocy potrzebuje się najwięcej. Teraz już nie narzekam, ja go po prostu przy pierwszej lepszej okazji poniżam.
      Jeśli spotykamy się w towarzystwie, to śmiejąc się mówię, że mój mąż nie potrafił zająć się własnym dzieckiem przez pare godzin i ciągle do mnie wydzwania. Takich wtrąceń jest kilka, na różne tematy. Wszyscy się śmieją, on robi się czerwony, a ja czuję satysfakcję. Metoda dość drastyczna, ale chyba zaczyna przynosić efekty. W sobotę wyszłam z koleżanką na piwo...nie dostałam ani jednego telefonu. Gdy wróciłam dziecko było nakarmione, wykąpane i smacznie sobie spało. Czyli jednak można.

      Pana wpis napaja mnie optymizmem i wiarą, że mężczyźni są stworzeni do roli taty. Może akurat mi się trafił taki lichy przypadek :) Liczę na to, że z czasem zmądrzeje i zacznie widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa.

      Pozdrawiam i życzę zdrówka dla całej rodzinki!

      Usuń