środa, 21 grudnia 2011

CICHE MINUTY

Wiem, jestem nieogarnięta, rozkojarzona...
Wiem, że nie robię wszystkiego w skupieniu i wiem, że przez to, nie wiem co gdzie i jak...
Boszszsz...ale jestem w ciąży... Kiepskiej ciąży! Czuję się bardzo źle, a czasem nawet gorzej. Nic jednak nie stękam, nie jęczę, nie skarżę się. A przynajmniej nie głośno i nie każdemu ;) Staram się z tym jakoś pogodzić i dawać sobie z tym radę.
Wkurwia!!! Totalnie mnie wkurwia i wyprowadza z równowagi, Jego do mnie podejście w takich, moich słabszych momentach!!! Aż z bezsilności na Jego ignorancję, chamstwo i agresję, ciekną mi łzy...
Nie mam ochoty z Nim teraz w ogóle gadać! Oczywiście On uważa, że to ja mam zwykłego focha, bez powodu się obrażam.
Niech sobie myśli!
Ja mam zrobić to, tamto... I staram się. Mimo kiepskiego samopoczucia, mimo zmęczenia i nudności...
A On drze się i zwymyśla tylko dlatego, że poprosiłam Go, żeby pomógł mi znaleźć torebkę.
A tylko przez te samopoczucie, rozkojarzenie, nie pamiętałam co z nią zrobiłam...
Łatwo się wydrzeć! Łatwo psy na mnie wieszać...
Dlatego teraz mam swoje ciche minuty...
Dobranoc! Idę spać!




A teraz te ciche minuty... nabrały zupełnie innego znaczenia...
Człowiek żyje, cieszy się dniem, dobrymi nowinami. Zaczyna widzieć promyki nadziei w najbliższym życiu. Optymizm niepewnie rozwija się w duszy, podlewany codzienną nadzieją. Świat zaczyna wyglądać inaczej, radośniej...
Cisza, cisza przed burzą...A raczej przed gromem z jasnego nieba...


Rozdrażnienie, nerwowość niewytłumaczalne niemiłe zachowanie Jego wczoraj... Okazało się przyjściem Babci Indianki z pożegnaniem. Dzisiaj rano Babci już z nami, żywymi, nie było... Odeszła w nocnej ciszy, we śnie widząc swoje wnuki, dzieci, swoją rodzinę. Widząc, że najgorsze chwile i trudne sytuacje w ostatnim czasie zostały zażegnane.
Babcia odeszła, w nadziei, że nie będzie źle... W ciszy, spokojnego 91-letniego snu...


Babciu... zawsze pozostaniesz w naszych sercach!

czwartek, 15 grudnia 2011

Lublin cmentarny

Tytuł przygnębiający, co?...
Byłyśmy dzisiaj z Zetką na cmentarzu Ewangelickim- Prawosławnym- Katolickim. Żeby nazwa nie zmyliła- to trzy cmentarze w obrębie jednego wielkiego placu. Ale jednak trzy... Cmentarze kiedyś były
odgrodzone od siebie murami, a w niektórych miejscach są jeszcze resztki... płotów z drutem kolczastym . To jest przykre. Ale mury kruszeją, druty kolczaste są wycinane...
Wydaje się, że cmentarze są przygnębiające, mroczne , nieciekawe... Ale ten nie... Oczywiście to nie plac zabaw. Niesamowite wrażenie robi to, że wśród najświeższych nagrobków znajdują się pojedyncze groby
nieznanego żołnierza np. z okresu I Wojny Światowej. Są też zbiorowe mogiły i tych nieznanych żołnierzy - nie tylko polskich, ale i rosyjskich, austriackich- jak i groby każdego wymienionego z imienia
i nazwiska żołnierza. Do niezwykłego klimatu tego miejsca przyczyniają się monumentalne nagrobki. Nagrobki ludzi żyjących i zmarłych w XIX wieku, które są w doskonałym stanie, zadbane i widać, że wciąż
odwiedzane. Może to śmieszne porównanie, ale cmentarz ten tworzyłby idealną scenerię dla filmów o wampirach- ale tych starych filmów. :)
Muszę też dodać, że niesamowitości miejsca dodaje samo położenie cmentarza... Bo znajduje się on w samym centrum miasta!!! I jego mury sąsiadują z... wielkimi ścianami, obwieszonymi kolorowymi reklamami... Centrum Handlowego!!!! Ale jak się wchodzi na cmentarz, wnika się w kulturę, ducha czasu tych pomników ludzkiej egzystencji... Można przeczytać nekrologi w różnych językach, zobaczyć zdjęcia rosyjskiego pułkownika z 1865roku, przeczytać nagrobek żony dla męża łamiąc język na staropolskich cytatach...
A poza tym Zetce się tam bardzo podobało. Była bardziej zadowolona niż z wizyty w muzeum... Nagrobki to były labirynty... Jesienna pora dodała fantastyczne zabawki w postaci ogromnych kupek suchych liści. Chciała skakać po nagrobkach, ale powiedziałam jej, że tam są ludzie, którzy śpią i nie wolno im przeszkadzać... Więc jak przechodziłyśmy przy dość gęstym ułożeniu nagrobków i coś zaczęłam do niej mówić, ona "ciii mamo, tam śpią" :D


Tak więc można spędzić wbrew pozorom przyjemnie czas w miejscu, które raczej nie napawa większość ludzi żadnymi przyjemnymi emocjami. Warto jednak pomyśleć o tego typu miejscach jak o świadectwie ludzkich historii.. ludzkiego życia w innych epokach, w innych kulturach... To pewnego rodzaju muzeum...Muzeum składające się z ludzkich dusz i oddania dla nich przez ich najbliższych. :D
























wtorek, 13 grudnia 2011

13 wszystko może się zdarzyć...

Trzynastego grudnia...
Jest dzisiaj :/


Co mam powiedzieć? Że chce mi się wyć? Mam wielką ochotę wyć i ryczę!!! I nie dla tego, że mam urodziny. Bo wiek jakoś nie stresuje mnie- w końcu wciąż jestem piękna i młoda, więc czym tutaj się stresować ;)
Wyję bo moje urodziny wypadają 13 grudnia!!!! Gorszej daty chyba nie mogłam sobie wybrać :/ I jak zwykle wszystko toczy się tak samo, rok w rok, bez zmian, bez promyka radości...


Byłam mała to to był dzień największych awantur moich rodziców. Nie wiem czemu?!? Tak było. Czy to nasilenie przedświąteczne, czy stresy ogólne na koniec roku... Nie ważne co, ważne, że ja pamiętam ten dzień rok w rok, jak mama szykuje mi torta, bo robię przyjęcie dla przyjaciół. Stoi w kuchni w fartuszku i miesza składniki w misce z miną pogrzebową, albo płacze, a ojciec łazi i wrzeszczy, bo to bo tamto...


Jako samodzielna jednostka... Też nie najlepiej ten dzień wypadał.


O ironio najlepiej wspominam urodziny sprzed kilku lat. U osoby, która pośrednio czy nawet bezpośrednio przyczyniła się do wielkiego kryzysu w związku z Nim. Obudziłam się w małym, żółtym pokoiku. Obok łóżka stał ładnie zapakowany prezent od Niego wypisany przez X. :) Po chwili od przebudzenia On zadzwonił :) Dzień był chyba pierwszy raz w życiu totalnie spokojny, leniwy z dużą dawką humoru. Popołudniu wypad do kina, wieczorkiem torcik (babcine ciasto) :D Raz na tyle lat...


Dzisiaj...
Pobudka przed 5 rano... Zetka przeziębiona, zakichana, zasmarkana nie chciała spać... Czułam się jak wymoczek. Ledwo żywa. Nie miałam siły na NIC!! Po 10 dopiero zrobiłam śniadanie. Zetka oglądała bajki, a ja kimałam... Od nikogo nie odbierałam telefonu. W PIZDU z całym światem... Jedyne okno na świat, które otworzyłam to internet :)
Obudziłam się tak nieco lepiej po 15...
Jak się cieszę, że mam wczorajszy obiad. Odgrzałam go i stoi... Bo nie mam ochoty, Zetka też nie...
Oczywiście dzwonili Jego rodzice ze szczerymi życzeniami... A z Nim ledwo dzisiaj dwa razy rozmawiałam... Nawet nie wspomniał o dzisiejszym dniu...




Dzień podobny do wszystkich
Dzień ten sam rok w rok
Głośny, znany, rocznicowy
Nie mój, obcy, beznamiętny.
Smutny, śpiący, marznący.




P.S.... Jest 17:40 a ja tylko odbieram telefony, maile, smsy, wiadomości, a On jak na 13 grudnia przystało, wciąż w pacy... I nie zanosi się na to, żeby szybko wrócił :/

poniedziałek, 28 listopada 2011

Lublin w niedzilę

Zetce nie za bardzo odpowiada forma spędzania wolnego czasu, w tak poważnych miejscach... Nie było zbyt
wiele atrakcji, które by ją zaciekawiły. Ale popołudniu wybraliśmy się z nią na basen! Tam się dziecko wyszumiało :D


A co ciekawego na Zamku?


Naszą edukacyjno-historyczną wycieczkę rozpoczęliśmy od podjechania na parking pod Zamkiem. Ot, wielka mi rzecz. Parking jak parking- jak widać na zdjęciach. A jednak... Tu zaczyna się historia. Niestety
bardzo smutna i tragiczna. Okradziona z "żywych" dowodów jej istnienia.
Stare Miasto leży na Wzgórzu Staromiejskim. Zamek- nic oryginalnego- na Wzgórzu Zamkowym. Ze Starówki w stronę zamku wychodzi się przez Bramę Grodzką, zwaną również Bramą Żydowską. Ten wielki plac parkingowy z jednej strony mostu, po wielki park z drugiej strony- to tereny byłego "miasta żydowskiego", które znajdowało się na całym terenie zwanym Podzamczem. Niestety nie ma ani pół budynku, nic co stało tam kiedyś. Przypomina o tym jedynie tablica pamiątkowa... Wszelki ślad po Żydach został dokładnie usunięty... Z dawnego miasta żydowskiego podeszliśmy do Zetkowego "lefka". Za
każdym razem jak z nią spaceruję w tamtych okolicach, koniecznie musimy podejść do "lefka". Zetka się z nim wita, ogląda jego wielkie pazury, a jak odchodzimy to mówi "papa lefku, nie bądź smutny"...
(???) :D A ten Zetkowy lefek to pomnik upamiętniający walczących o Lwów w 1918r.
Spacerowym krokiem wchodzimy do zamku. Po prawej stronie jest szatnia, gdzie zostawiamy nasze kurtki. Zetka zarzuca focha!! Ona swojej kurtki nie odda, bo Pani jej zabierze!! I jest jej zimno!! No to parę minut
zajęło nam tłumaczenie, że jesteśmy w budynku i tutaj jest ciepło i Pani nam odda nasze kurki jak będziemy wychodzić. Nie była tym faktem zbyt pocieszona, ale ostatecznie udało się wejść bez kurtek.
Już w Podziemiach poznaliśmy legendę Trybunału Koronnego (skąd zaczynała się podziemna trasa) na temat czarciej dłoni na stole sędziowskim. Podobno Trybunał Koronny nie był instytucją sprawiedliwą. Wygrywali sprawy ci, którzy mieli pieniądze. Ale czy coś się zmieniło w dzisiejszych czasach? Chyba tylko wiara w diabły zaginęła ;) Mieliśmy możliwość oglądania tej odciśniętej dłoni... Jeśli to był diabeł...to raczej nie męskiej postury, albo ja mam męskie ręce ;) Dłoń była niemal idealna z moją- kciuk był tylko trochę dłuższy!! :) Czyżby "gdzie diabeł nie może, tam babę pośle"? ;)
Muzeum składa się z wielu różnych ekspozycji. Niektóre Zetka przemilczała oglądając bajki na iPhonie, inne bardzo jej się podobały. Niestety tych "bardziej" było dużo mniej... Osobiście jak zobaczyłam obraz Matejki "Unia Lubelska" to przypomniała mi się szkoła i podręcznik do historii. I byłam w szoku, że ten obraz jest tak wielki!! Zetce podobała się wystawa wsi lubelskiej- dużo figurek, "lalek", którymi chciała się bawić... I podobała jej się wystawa wierzeń - diabły, strzygi, czarownice. Tam było ciemno i na ścianach były "żywe" płomienie, słychać było ujadanie psów. Zetka o niektórych diabłach mówiła... "o jaki czarny kotek- jak Miko" :D
Największe wrażenie dla nas zrobiła Kaplica Trójcy Świętej!! Kaplica została zbudowana na życzenie i za życia Kazimierza Wielkiego!! Niby nic wielkiego. Małe sanktuarium.  Ale, to co takie cenne w tej kaplicy, to freski!! Freski powstały z inicjatywy Jagiełły. Ale to co najbardziej ciekawe, to to, że mimo, że była to kaplica katolicka, to Jagiełło kazał ozdobić ją malowidłami bizantyjsko- ruskimi. Podobno Jagiełło bardzo lubował się w sztuce Wschodu. Kaplica zamkowa w Lublinie jest najlepiej zachowanym obiektem wśród fundacji Jagiełły. Uwielbiam takie stare miejsca. Oczywiście są nadgryzione zębem czasu, ale nie są zniszczone, zachowały przez tyle setek lat swą oryginalność i wchodząc do tego pomieszczenia czuć ducha tamtych czasów. Zastanawiałam się ilu z turystów tam wchodzących, zdaje sobie sprawę, że kilkaset lat temu po tej samej podłodze kroczył np Kazimierz Wielki aby pomodlić się o pomyślność w swoich rządach... Ilu z turystów patrząc na freski, zdaje sobie sprawę, że podczas ich tworzenia wchodził Jagiełło i podziwiał swoje portrety...
No dobrze, wracam do rzeczywistości. Może nie do teraźniejszości, bo wczorajszy dzień już też jest zapisany w kartach przeszłości. Ale jest mi nieco bliższy ;) Po zwiedzaniu muzeum poszliśmy na Starówkę. Dowiedzieliśmy się, że przez cały rok, zawsze w ostatnią niedzielę miesiąca jest Targ Staroci. Nie powiem,taki tłum ludzi w Lublinie w jednym miejscu chyba pierwszy raz widziałam. Ale można tu było znaleźć
wiele skarbów :) Śmialiśmy się, że część z wystaw w muzeum teraz leży na kocach na Starówce :) Po spacerku szybko gnaliśmy do domu (z przystankiem w pobliskim centrum, z wypadem po ogórki kiszone). Zetka chciała siusiu i nie chciała nic jeść na mieście tylko "w domu"!! Więc zrobiłam specjalnie dla niej spaghetti. Mam swój tajny, szybki i prosty przepis na tą potrawę, którą Zetka mogłaby jeść codziennie. Teraz też zjadła więcej ode mnie!! Dobrze, że zrobiłam więcej, to mamy na dzisiaj :D Po obiedzie trochę odsapnęliśmy i popołudniu pojechaliśmy na basen.
WOW!! Brodzik dla dzieci jest świetny!! Zetki buzia wciąż się śmiała i sama nie wiedziała co i kiedy chce brać i się bawić :) Obok brodzika było jakuzzi, a w kącie obiektu w cenie biletu też była sauna- no ale my skorzystaliśmy tylko z brodzika... Na basenie zabrakło nam takiego basenu pośredniego jak w Radziejowie, w którym można ćwiczyć z Zetką pływanie. Brodzik jest ledwo do kolan, a obok od razu normalny basen...


















niedziela, 27 listopada 2011

zwiedzanie Lublina

Dzisiaj nie do końca zrealizowaliśmy plan dnia... W sumie odpadła część rozrywkowa (dino i basen). Zetka miała taki dzień, że szybko wyprowadziła nas z równowagi.. Wstała jak na złość ponad godzinę wcześniej niż zwykle i była po prostu niewyspana :/
Byliśmy w Muzeum Historii Lublina i podziwialiśmy panoramę Lublina z Bramy Krakowskiej. Nie mamy z tego miejsca zdjęć- wiadomo- muzeum. Ale zaraz po tym poszliśmy dalej na Stary Rynek do Trybunału Koronnego, spod którego zaczyna się trasa podziemna :) Na początku Pani nie za bardzo chciała wpuścić nas z Zetką. Stwierdziła, że bardzo dużo dzieci bardzo płacze i boi się... Taaa- nie zna naszej Zetki (!!),dla której im głośniej i straszniej tym ciekawiej- o czym przekonała się na końcu trasy :P


Teraz trochę ponudzę, bo opowiem to i owo o podziemiach :)


Trasa liczy prawie 300m  długości i stanowi ciąg XVI i XVII wiecznych piwnic prowadzących od lochów Trybunału Koronnego, przez 14 sal o powierzchni 12-50 m2. W salach na całej długości prezentowane są makiety obrazujące fazy rozwoju Lublina. Cała trasa jest swego rodzaju podróżą przez historię miasta. Opowieścią o momentach chwały i splendoru np.  sławnych lubelskich jarmarkach, czy też zawarciu Unii Lubelskiej, jak i tragicznych wydarzeniach :  pożary, epidemie, najazdy. Przejście przez lochy jest zanurzeniem się w otchłań prawie 1000-letniej historii Lublina. Oczywiście Zetce makiety bardzo się podobały i chciała bawić się domkami... Kulminacyjnym punktem tej wycieczki jest ruchomy teatrzyk przedstawiający wielki pożar Lublina z 1719r. Tutaj Pani stwierdziła, żebyśmy usiedli w ostatniej ławce, skąd najbliżej do wyjścia z sali gdyby dziecko się bało... Bo pożar był pokazany za pomocą ruchu, dźwięku (grzmoty) i światła (w sali błyskało się jak w czasie burzy). A Zetka co?!?... ŁAŁ... bijcie brawa, bijemy brawo... ŁAŁ ale dym (bo były światła imitujące pożar domków- makiet teatrzyku), bijcie brawo.. Ot, nasze strachliwe dziecko :D Na koniec Pani stwierdziła, że gdyby wiedziała, że ona taka niestrachliwa to by "podrasowała" efekty specjalne :P


A co się jeszcze dowiedzieliśmy o tych podziemiach?... Że przeważnie pełniły funkcję składów kupieckich. Oficjalnie uznane są już 3 poziomy tych podziemnych labiryntów. Ale już w niektórych punktach archeolodzy
doszli do 4 poziomu. Piszę labirynty, ponieważ Pani na początku prosiła, aby nie opierać się o ściany, nie pukać w nie itp...Dlaczego?
Ponieważ nie są jeszcze dokładnie zbadane i wiadomo, że są tzw tajne przejścia. Na początku prac w piwnicach zaginął pracownik, który został odnaleziony kilkanaście lat później podczas prac w innym miejscu- zasuszony i z poobdzieranymi paznokciami... Wiadomo, że piwnicami można dość do wiosek pod Lublinem i są podejrzenia, że labirynty prowadzą aż do... Sandomierza!!!  Jak się to wie i chodzi tymi korytarzami i widzi co chwilę jakieś odnogi nieoświetlone to aż ciarki ekscytacji przechodzą :)


Co następne? Zobaczymy na co Zetka pozwoli... Chcemy zacząć od Zamku :)




P.S. te fotki podziemia zapożyczyłam z google...



















czwartek, 24 listopada 2011

Lublin

Lublin to chodząca historia i mieszanka kulturowo-religijna. Na Starówkę przechodzi się przez XIV wieczną Bramę Krakowską. Wychodząc ze Starówki w stronę Pałacu przechodziłyśmy przez Bramę Grodzką zwaną
też Bramą Żydowską (okres budowy 1342). Kamienice na Starówce są XIV- XV wieczne! To się czuje mimo, że wokół samochody i ludzie ze słuchawkami w uszach.  To się może wydawać śmieszne, ale klimat Starówki, miałam wrażenie, że ocieram się o "facetów w rajtuzach" i panie w długich sukniach z tamtych, dawnych lat. Szłyśmy uliczkami i znalazłyśmy kamienicę, która miała być odnawiana, ale ze względu na znalezione na niej malowidła XV wieczne nie będzie :) Za to my mamy możliwość wyobrażenia sobie jak wyglądały w tamtym okresie budynki. Nie zwiedziłyśmy wszystkiego. Chodziłyśmy tylko głównymi ścieżkami. Aż się wierzyć nie chce, co mogłybyśmy znaleźć w tych zaułkach. Jeśli będzie nam dane, to dokładniej zwiedzimy Lublin w cieplejszym okresie roku.
W najbliższym czasie mamy zamiar poznać Lublin podziemny...