czwartek, 14 czerwca 2012

Jestem jędzą...


Ostatnio nie najlepiej się czuję :/ Nie chodzi mi o fizyczne samopoczucie, które samo przez się, ze wzg na zaciążałość, jest już mierne. Czuję się kiepsko psychicznie.  Po prostu jestem jędzą... Wiem o tym!!!!??!!! Staram się jak mogę być jak najmniejszą jędzą!! Serio!! Gdybym wyrzucała z siebie tą truciznę, która zbiera się we mnie, nie wiadomo skąd i dlaczego, byłabym pewnie teraz samotną kobietą w ciąży.  
Pocieszam się i usprawiedliwiam tym, co ostatnio przeczytałam w RÓŻNYCH (nie w jednym!) poradnikach ciężarówkowych. A mianowicie, że ostatni miesiąc, to taka sama burza hormonów, czyli huśtawka nastrojów, jak na początku ciąży. Takie pokrzepiające jest to, że "Prawdopodobnie potrzebujesz od męża lub swojej mamy specjalnej opieki, serdeczności i wsparcia. Jest to naturalna potrzeba, ponieważ w swoich przeżyciach koncentrujesz się na tym, co dzieje się w Twoim wnętrzu, identyfikując się ze swoim dzieckiem. Są więc momenty, kiedy czujesz się podobnie jak bezbronne dziecko, które potrzebuje dużej dawki miłości." ( info zaczerpnięte z www.babyboom.pl)  
Szkoda tylko, że te ciężarówkowe poradniki czytają tylko same ciężarówki, że o swoich ciężarowych przeżyciach rozmawiają same zaciążone. One SĄ w ciąży. Czują wszystko co się dzieje. A najbliższe otoczenie, zwłaszcza mąż/partner mogą tylko się domyślać, co przechodzi ciężarówka. A i tak się nie domyśla!!! Ba! Nawet nie próbuje w większości przypadków. Mam wrażenie czasami, że facet zrobił swoje i ma już "z bańki"- on dalej musi pracować. Chodzi tylko o pracę, zmęczenie to samo co zawsze z pracy, a po pracy wymaga tego samego co wcześniej, szczęśliwego, spokojnego popołudnia. Ot, sielanka!!! A przepraszam, kiedy ciężarówce, w ciągu dnia jest przydzielony czas, na spokojne, szczęśliwe odpoczywanie?!? Takie jak sprzed ciąży- bez bóli, bez dzikich humorków, bez stresów, w pełni "normalnych" sił?!?  Nie ma takiego czasu!!!! 
Jak drażnią mnie osoby mi całkowicie obojętne, obce- unikam ich, zbywam... A teraz też drażnią mnie ci najbliżsi. Zastanawiam się też czy to przypadłość iście polska, czy starcza. Bo strasznie drażni mnie, że starsza część bardzo podnieca się tym co dzieje się na świecie, w tv... Przeżywają serialne, wypowiedzi polityków, dziennikarzy. Że ten umarł, tamta zginęła, ten obraził, tak powinno czy nie powinno... Cziżyssss... Dajcie mi z tym światem kosmitów, spokój. Mam swoje zmartwienia. A przede wszystkim włączając już cokolwiek "informacyjnego" skupiam się na tych pozytywnych wiadomościach. Mimo, że ich jest zaledwie kilka. Dlatego ogólnie- nie oglądam,nie słucham. Po co?!? Po to,by zrzędzić jeszcze bardziej?!? Bezsensu. A wyszukiwanie w zachowaniu, w mówieniu każdej osoby w tv- tego złego nastawienia... Po jakie licho?? Mam wrażenie, że takim przypadkom, trzeba najpierw pozabierać dostęp do globalnego świata i nauczyć ich szukania w sobie tych lepszych stron, bo takie ich zachowanie to odbijanie swoich złych nastawień na innych, aby się tymi innymi usprawiedliwiać...Nie ważne... Nie o tym chciałam. Po prostu drażni mnie moje samopoczucie i to, że drażni mnie wszelkie negatywne do czego i kogokolwiek, podejście i mówienie mi o tym negatywnym nastawieniu. Mam wystarczająco złe nastawienie na samą siebie i chciałabym się skupić na jego poprawie, a nie na dobijaniu siebie!!
Teraz czuję coraz wyraźniej jak zaczynam się rozjeżdżać!!! Dosłownie, są takie momenty, gdzie zaciskam nogi, bo mam wrażenie, że ktoś zmusza mnie do zrobienia szpagatu!!! Przy Zetce nie czułam tego. Teraz czuję od czasu do czasu, od 2-3 dni jakby ktoś chciał mi kości miednicy rozciągnąć!!! To nie jest przyjemne uczucie!! Do tego nieustające pilnowanie siebie, żeby nie warczeć na wszystkich wokoło, bo wezmą cię, za chorą na wściekliznę... 
Walczysz, starasz się jak możesz być (z góry uprzedzam, że teraz nastąpi wiązanka, więc co wrażliwsi, niech przejdą dalej) " oazą spokoju, pierdolonym kwiatem lotosu, na zajebiście gładkiej tafli jeziora"!!!!  A co w zamian mam?!?  Jesteś jędzą...!!!???!!! Robisz się coraz gorsza...!!!! Robisz się jak...!!!! Nie można z tobą wytrzymać....!!!Uspokój się...!!! "(...) widziałem na prawdę bardzo ładną dziewczynę. Miała taką niesamowicie szczupłą twarz. Twoja przy jej, jest strasznie nalana (...)". To zostało wyrwane z dłuższego kontekstu, ale pierwsza część była jak kubeł zimnej wody, jak policzek dla spragnionej czułości matki wariatki...
KURWA!!!!!!!! A co ja robię?!? Cały czas staram się być spokojna!!! Bardzo się staram!!! Zamiast wiecznego dosrywania, wolałabym ciszę, spokój. Wiem, że rozmiarami nie jednej (i mi też) ciężarówce bliżej do wieloryba. Jestem tego świadoma- mam w domu lustro!!!  
Teraz napiszę coś iście egoistycznego!!!... Jeśli facet nie potrafi (bo przecież jak?!?) postawić się w położeniu ciężarówki, nie potrafi jej zrozumieć i nie ma siły domyślać się, że jej organizm, nie tylko część fizyczna ale i psychiczna, jest ZUPEŁNIE, CAŁKOWICIE inna niż przed zaciążeniem, i jeśli facet nie ma siły na zdwojone czułości (niekoniecznie te łóżkowe), to niech nic nie mówi, niech swoim obrażaniem siebie za ciężarówkowe humorki nie prowokuje do większych humorków!!!! Niech po prostu znika!!!! Wychodzi do drugiego pokoju, albo milczy!!!  To mój apel, do wszystkich samców, którzy nigdy nie będą mieli okazji do przechodzenia tego wszystkiego, co my ciężarówki!!!! A to, że od czasu do czasu, jesteśmy jędzami- cóż... Nie ma lekko... Jak trochę tych przykrości, jakie my znosimy w ciąży 24h/d, skapnie na was - trudno!!! Cieszcie się, że to tylko kropla w morzu tego, co przechodzi ciężarówka!!!! Że wy, faceci, wciąż macie swoje życie jak sprzed trafionego strzału!! My- ciężarówki, choćbyśmy chciały, nie mamy...

niedziela, 3 czerwca 2012

o miłości...

Dzisiaj, po raz pierwszy Zetka miała taki prawdziwy wypad tylko z tatą. Nie takie tam spacerki do parku, czy piaskownicy. Pojechali tylko we dwoje na basen. Już beze mnie. Chciałam. Nie miałam jednak wystarczająco sił. Pozostało mi siedzenie na kanapie. Trochę im zazdrościłam. Trochę czułam się... tak byle jak. Taka zbędna. Niepotrzebna. Miałam odpoczywać. No i odpoczywałam. A chciałabym być z nimi.

Zetka obiecała mi, że jak będę już zdrowa, to mnie zabiorą ze sobą. "Obiecuje. Nie martw się" :)

Przed chwilą wyszłam od niej z pokoju. Koniecznie chciała, żebym to ja ją położyła. Mocno się do mnie przytuliła. Złapała, jej zwyczajem, za uszko i zasypiała. A ja zaczęłam zastanawiać się, czy zaczyna do niej docierać, że już za chwilę, nie będzie miała mnie na wyłączność. Trochę zrobiło mi się smutno. I ze względu na Zetkę i na siebie...

Czym jest bycie razem? Czemu ma służyć zakładanie rodziny?


Człowiek ma serce tylko jedno. "kocham całym sercem"- jakie to jest popularne określenie... Czy całym sercem można kochać tyle ludzi? Czy ta miłość nie jest słabsza/mocniejsza/prawdziwsza tu/ wymuszona tam...?!?...


Rodzimy się i nasze serce oddajemy naszym rodzicom. Tak totalnie, bo przecież nikogo nie znamy, nikt się nami tak nie zajmuje. Tak naturalnie, od urodzenia- pierwsza nasza miłość to, ta do rodzicieli. A przynajmniej tak być powinno. Rośniemy. Poznajemy świat. Usamodzielniamy się. Uczymy się. Też innej miłości. Tej do naszej "drugiej połówki". Jeśli trafiliśmy na TĄ właściwą (ja mam to szczęście) to znów oddajemy całe nasze serce tej drugiej osobie. Tak totalnie. Inaczej niż oddaliśmy je "X" lat temu rodzicom. Ale chyba tak samo egoistycznie. Oddajemy swoje serce w zamian, za chęć posiadania całkowicie serca tej drugiej strony. Zazdrość o najmniejszy objaw jakiś głębszych uczuć do kogoś innego, może strasznie zakłuć nasze serce. Ale życie płynie. A my wciąż sie uczymy i tego życia i tej miłości.

Para, która jest ze sobą, z prawdziwej, pełnej miłości, niemal darzy się cały czas takim egoistycznym uczuciem. Miłość do rodziców istnieje, ale tak jakby gdzieś, tam dalej. Już nie jest tą jedyną, najsilniejszą, egoistyczną miłością. Jest. Są rodzice. Jesteśmy my- my, czyli On i ja. I będąc parą to, to istnienie On i ja jest najważniejsze, najsilniejsze, takie egoistyczne. Nie chcemy dzielić sie tym uczuciem z nikim. Nawet z rodzicami. Takie jest prawo, którego się uczymy. A czy zapamiętamy na przyszłość?...
Jest On i ja i od kilku latek Zetka. Teraz nasze serca oprócz wzajemnej miłości, obdarowują uczuciem Zetkę. Tak totalnie egoistycznie? Wiem, że zupełnie inaczej tą miłość przekazuje On. I zupełnie inaczej ja. Czy tak było z naszymi rodzicami względem nas?...
Zetka to kawałek Jego i kawałek mnie. I ona kocha nas bezgranicznie i totalnie, egoistycznie. Tak jak my kochaliśmy naszych rodziców będąc dziećmi. Nie pamiętamy tego. Przecież jak?!? Ale teraz możemy sobie wyobrazić patrząc jak bardzo dąży nas uczuciem Zetka. Jesteśmy dla niej najważniejsi. Jesteśmy jej, z nią, przy niej, dla niej.
Teraz ma być z nami jeszcze Młoda Panna. Też nas pokocha (takie mam zamiary ;) ) miłością totalitarną, egoistyczną. My też będziemy chcieli być z nią, obok niej, przy niej, dla niej.
A co z miłością Zetki do siostry? Przecież mamy jedno serce. I była jedna Zetka. A teraz będzie jeszcze Panna M. Osoba, która poniekąd przyczyni sie do odebrania jakiejś cząstki nas od Zetki.
Czy nasze serca są w stanie tak sie podzielić? Na tyle osób? Czy człowiek jest w stanie kochać tyle osób? Czy miłość jest ta sama, inna czy słabsza/mocniejsza/tak samo silna?

Doszłam do wniosku, że nie należy myśleć w kategorii - podzielić serce/ podzielić miłość na... Miłość może sie tylko mnożyć. Bo tylko pomnożona miłość rośnie. Matematyka - coś z niej jeszcze pamietam ;) 
Wyobrażam sobie, że moje serce się mnoży przez pączkowanie, a może jakoś je klonuję. Tak aby każdy miał równy kawałek. Nie większy, nie mniejszy- równy. Może nie będzie taki sam, ale będę starać się, aby był równy.
Wiem, że moja miłość do Niego jest chyba najsilniejsza. Z racji tego, że to to miłość "nabyta". Miłość, którą się samodzielnie, w pełni świadomie rozwija, pielęgnuje,  zabiega. Taka ukradziona miłość. Ukradłam Go, Jego rodzicom. Tak jak On wykradł mnie moim.
Miłość do Zetki i do Panny M jest miłością totalną, do Niego i do siebie- bo to nasze drobne cząsteczki. Ale to miłość, która rodzi się w nas razem z pojawieniem się tych cząsteczek. To taka miłość, która początkowo po prostu jest i od nas zależy czy będzie silna później, czy gdzieś ucieknie, przejdzie na dalszy tor. Wiem, że przejdzie na drugi plan- gdy nasze panny odnajdą swoje NAJWAŻNIEJSZE miłości i zaczną je pielęgnować, zabiegać, zabierać na wyłączność.
My będziemy, ale tak już z boku oddawać im naszą miłość. Taka jest kolej rzeczy. Wciąż będziemy razem (to takie moje marzenie). Trzymać się za ręce na spacerze, razem milczeć i razem się śmiać czy płakać, a nawet wciąż będziemy się kłócić :P. Będziemy razem patrzeć na to jak koło mnożenia miłości się zamyka- nasze panny zaczną mnożyć, w swoich rodzinach, miłość.
Zależy mi tylko na tym abyśmy przekazali dziewczynkom silne, prawdziwe i mocne fundamenty miłości. Żeby mogły ją mnożyć w pełni świadomie i bez obaw, że miłość może się skończyć czy zmniejszyć czy odsunąć...

Boję się tej lekcji. Na końcu życia dostaniemy świadectwo z oceną od nich czy zadaliśmy ten egzamin i czy one są z nas zadowolone. Czy mimo, że będziemy na drugim torze od pewnego etapu, będą czuły się zawsze kochane. Ale nie tak już totalitarnie, egoistycznie.

Kochane. Zawsze. Równo.