piątek, 23 marca 2012

taki piękny wiosenny dzień, a rana się odezwała... :/

Tak mnie wzięło...
Piękny wiosenny dzień- słońce, błękitne niebo, ciepełko... Po prostu wiosna! Na fejsie hitem dzisiejszego dnia jest poniższe zdjęcie :P :D

 My mamy nieco więcej skrawka do balkonowego obiboctwa :) Na szczęście...



Rano nawet miałam dzień dobry - na dzień dobry. O tyle o ile można mieć dobry nastrój przy pełnym pęcherzu wielkości naparstka, bolącym gardle i kaszlącym dzieckiem obok... Ale co tam, pogoda działa jak dobry proszek poprawiający nastrój ;-)

Wzięłam się za poszukiwanie pierwotnej, asymetrycznej fryzury dla mojego fryzjera. Bo... Niestety nie jestem w nastroju na czekanie, aż włosy się tu wyrównają, tu odrosną i poddanie się dopiero wtedy na coś szalonego... Mam wrażenie, że przez te wszelkie odrosty moja głowa przypomina wielkością brzuch! A jedna ogromna część ciała dla jednej kobiety to i tak o wiele za dużo ;) Dwie- nie do przeżycia ;-)

Szukając tych zdjęć, nie wiedzieć czemu, wzięło mi się na to, co było kiedyś... Niedawno, ale tak strasznie złe, że wydaje się lata świetlne od dnia dzisiejszego.
Nie wiedzieć czemu, mam ochotę wykrzyczeć, że jesteśmy w pełni świadomi tego, co było. Tego co przeżyliśmy i dlaczego musieliśmy to przejść. Bez przypominania/wypominania/upominania/ostrzegania.... To przede wszystkim MY w tym bagnie grzęźliśmy! Nikt, to sam takiego złego okresu nie doświadczył, nie jest w stanie pojąć, co w umyśle człowieka siedzi. Jak bardzo się pogrąża i brnie w głębsze bagno, jeszcze bardzie DEmotywuje, gdy widzi, że osoby bliskie są przejęte sytuacją, ale nie potrafią pomóc, tylko przez swoje rozumowanie i chęć pomocy- dobrą wg nich (ale nie zrozumienie naszej sytuacji) popychają w coraz większą depresję! Ten okres to był samonapędzającą się, samodestrukcyjną maszyną i dla osób nam bliskich, ale przede wszystkim dla nas samych!
Czasami chciałabym wykrzyczeć z całych sił, że wypadek samochodowy-  to nie był wypadek, bo On chciał w ten sposób pomóc! Że dosłownie ciut brakowało od tego, żebym zapakowała siebie i Zetkę i zniknęła, żeby pomóc Jemu!  Że jesteśmy razem, ale byliśmy bliżej bycia z dala od siebie i to patrząc na kilometry i na stan naszego małżeństwa, że byliśmy bliżej tamtego niż tego świata... Byliśmy w głębokiej czarnej DUPIE!!!
Czasami mam wrażenie, że niektórzy myślą, że my to ot tak, bezboleśnie przeszliśmy, że inni przez nas przechodzili to straszniej, głębiej, mocniej... Niby jak to możliwe, pytam?!? To było nasze i tylko nasze bagno i tylko my wiemy jak bardzo głębokie i jak bardzo destrukcyjne. To my byliśmy na skraju życia i śmierci nas i naszego wspólnego "RAZEM". To my byliśmy spragnieni pozytywnych wibracji, a nie wiecznego przypominania, o tym w jakiej sytuacji jesteśmy i dlaczego. Tak samo jesteśmy świadomi tego, że nie mamy zamiaru popełniać tych samych błędów! Czasami, jak widzę jeszcze jakieś niezadowolenie, jakieś skrzywione miny, słowa krytyki dotyczące TEGO okresu, mam ochotę wykrzyczeć, że jest teraz CUDNIE!!! Że trzeba się cieszyć tym, że udało się nam to RAZEM przetrwać, że mimo TEGO wszystkiego wciąż jesteśmy razem, że dziadki mają wnuczkę, że dziecko ma rodziców, że my mamy siebie.
Już... już są dni, tygodnie kiedy tamten okres wydaje się obrzydliwą blizną, jeszcze czerwoną, widoczną, ale już gojącą się... Aż do momentu, kiedy ktoś znów wsadzi paluch w ranę, kiedy próbuje rozerwać świadomie lub nie szwy blizny...
ZOSTAWCIE, proszę TEN okres w spokoju! ZOSTAWCIE nas z tym bagnem. Najlepiej radzimy sobie teraz. Z dala od wszelkich "pomocnych" chęci, słów, osób...
Jesteśmy jeszcze na grzęzawisku. Wciąż jesteśmy umorusani błotem, ale coraz bliżej widać suchy ląd, czystą wodę. Mamy nadzieję, że z końcem tego roku kalendarzowego będziemy w punkcie ZERO. Że oczyścimy się z bagna. Że pozamykamy cały TAMTEN syf.
Ale proszę, niech nikt nie próbuje nam mówić w jaki sposób mamy do tego lądu dotrzeć. Nikt nie wie, jak jeszcze odległy jest ten ląd, choć dla nas w porównaniu z poprzednimi dwoma latami, to tak jakby był już za rogiem.

I znów nie wiedząc czemu... Zamiast szukać tej fryzury spędziłam czas pisząc... Nie mam fryzury. Za to mam kolejny wpis (?!?) i przypalony garnek :P

2 komentarze:

  1. Kiedyś miałem już napisać komentarz i coś mi przeszkodziło, ale teraz mogę swobodnie pisać. Może tym co napiszę trochę popłynę, ale piszę to co mi siedzi na serduchu. Sorry, że trochę o wierze, ale dla mnie wszystko idzie w parze. Bardzo często ludzie, którzy mówią, że wierzą w Tego jedynego, w momencie klęski, porażki, albo innego nieszczęścia zadają znane pytanie: gdzie jesteś, dlaczego to właśnie ja, czemu teraz a nie później albo w ogóle, dlaczego inni mają tak a ja tak nie mogę. A ja sobie mówię tak....

    Skoro dostaliśmy wolną wolę, to znaczy, że mamy robić po swojemu tak jak nam sercu, to trzeba podkreślić "W SERCU" gra. Nie wcale w rozumie. Czasami sami coś robimy, bo uważamy, że to w tym momencie jest dla nas najlepsze rozwiązanie. I czasami tak jest, a czasami nie z naszej a czasami z naszej winy zaczyna się coś psuć walić... Niektórzy zaczynają stawiać powyższe pytania. Ja sobie mówię jak już przyjdzie do mnie taka sytuacja: co muszę zrobić by się z tego wygrzebać, czego mam się nauczyć? Pokory? Może szacunku do kogoś albo do czegoś? I każdy dołek, czy porażka pokazują jakimi jesteśmy ludźmi jak się podnosimy... Wam się pięknie to udaje. Pomimo kryzysu wytrwaliście ramię w ramię. Razem. I to piękne, przyklasnąć i pokazywać innym przykład Wasz jak walczyć z całym światem, by wyjść na prostą i żyć pełnią życia z uśmiechem na twarzy (częściej bądź rzadziej). :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty! Nie przepraszaj za swoją wiarę! To, że ja mam inne podejście, nie oznacza, że ktoś nie może inaczej myśleć czy podchodzić do tematu :)
      My wiedzieliśmy w czym tkwił nasz błąd, tak samo jak wiemy, że nie planujemy NIGDY więcej przechodzić tej przykrej lekcji.
      Czy nam się udaje? Staramy się. Nie jest to łatwe. Nawet czasami przypomina "syzyfową pracę"... ale, tak jak zauważyłeś, dla nas najważniejsze w tym momencie jest to, że udało się nam być razem i razem toczyć ten nieszczęsny kamień pod górkę :)
      Wszystko inne nabiera zupełnie innego znaczenia i innych priorytetów.
      Nikomu NIKOMU nie życzę takich lekcji w życiu!

      Usuń