czwartek, 8 marca 2012

wicie gniazdka

Powoli zamiast chodzić zaczynam się turlać... Ale to chyba normalne, gdy przekroczy się "połówkę"... Nie dość, że muszę się toczyć, to jeszcze jakby po wybojach... bo Robal dość często się wierci. Jakby nie mogło się pogodzić z tym, że pomieszczenie socjalne jest tylko tymczasowe... ;) Aż chce się zacytować "... powoli jak żółw ociężale ruszyła maszyna po szynach ospale..." A żeby mnie bardziej zirytować, ostatnio, jedna z tych nieedukowalnych person, znów zadała jedno z tych, najgłupszych pytań, z niemal orgazmem w głosie "czy widać już twój brzuszek? jest już zaokrąglony?'.... Czizys!!! Aż miałąm ochotę rzucić "weź się podniecaj swoim brzuchem, masz większy!". Czasami zastanawiam się, czy dla zdesperowanych pseudo-matek, albo dla kobiet podniecających się brzuchami, nie można by stworzyć sklepu ze sztucznymi brzuchami! Tak, żeby dały święty spokój tym, które są w ciąży, a nie czują orgazmów i podniecenia z rosnącej wagi ciała...

No ale to nie o tym miało być...
Idzie wiosna. Czuć ją z dnia na dzień coraz bardziej :) Wzięłam się za mycie okien! Umyłam już wszystkie. Teraz tylko muszę znaleźć firmę, która zainstaluje nam rolety. A przede wszystkim Zetce. Mieszkanie mamy bardzo jasne. Od wschodu do zachodu mamy słoneczko w oknach. Super, prawda? :) A jednak nie do końca! A przynajmniej nie wtedy, gdy pierwsze promyki słoneczka pukają i budzą Zetkę, która budzi mamusię i tatusia słowami "już jest jasno, ranek już jest, wstawaj".... Grrrrr
Rolety teraz to podstawa! 

W związku z szybko upływającym czasem i coraz szybciej rosnącym apartamentem trzeba zacząć etap tzw "wicia gniazdka". Niby trzeba, ale co ja mam wić, jak tylko czekam na wielkie come back rzeczy po Zetce?... 
No dobra! Najpierw muszę eksmitować Jego rzeczy z szafy, żeby było miejsce dla malutkich ale w duuuużej ilości ciuszków dla nowej persony. Żeby eksmitować je muszę najpierw zrobić porządek w Jego komodzie, żeby było miejsce na Jego garderobę. A do tego potrzeba mi skrzynki na pierdoły jakie zajmują jego jedną wolną szufladę... Czyli, czeka mnie jeszcze tyyyyle roboty :/
Oprócz tego, jednak są dwie rzeczy, które musimy zakupić... I to raczej z tych droższych elementów gniazdka :)


Wózek 
Nauczeni wcześniejszym doświadczeniem wiemy na co mamy zwracać uwagę,czego unikać, co jest istotne, a co nie. Chcemy model podobny do pierwszego wozu Zetki. Jeden wózek po-Zetkowy mamy. To mały czołg. Bardzo wygodny w prowadzeniu, ale jeśli chodzi o składanie i przewożenie to... To dobre ćwiczenie dla przyszłych Pudzianów ;-) Oczywiście, nikt nie mówi, że dziecku trzeba od razu pojazd z salonu kupować. Zetka miała z "drugiej ręki" i teraz też takowy zakupimy. Szkoda kasy na nowy model, który będzie służył max 2 lata... A w takim wieku dziecko nie jest w stanie za nadto zdemolować tapicerkę czy obudowę ;) 

Drugi sprzęt gniazdkowania będzie już nowy. Zetka miała po kuzynce, ale w ogóle nie skorzystała. A chodzi o... dziecięce wyrko. Stwierdziliśmy, że z naszym "zamiłowaniem" do wycieczek dalekosiężnych, lepsze będzie łóżeczko turystyczne. Nie dość, że w domu mogę wywieźć na balkon, to gdziekolwiek pojedziemy Robak będzie mieć swoje kąty. No i moje postanowienie obecnie jest takie, że nie ma spania z rodzicami... A jak będzie... się zobaczy. Znając swoje dość egoistyczne podejście... będę zabierać do wyrka, bo MI nie będzie chciało się wstawać w nocy :)

Jutro jedziemy do babci. Ma przyjechać też kuzynka z ciuszkami po Zetce i o swojej córci. A ja jeszcze nie przygotowałam na nie miejsca. Jestem padnięta. Bolą mnie nogi, ręce mam suche jak pieprz i jestem śpiąca... 
Trzeba iść spać, bo jutro dłuuuuuga podróż przed nami. I tyle rooooboty przede mną... 

Zapomniałam,a raczej nie zapomniałam, ale coś mi blog zaszalał i wykasował wcześniejszy wpis... I nie dokończyłam go i nie zaczęłam i teraz pociągnę dalej :)

W weekend, wraz z pierwszymi podmuchami wiosny, wybraliśmy się w końcu na spacer :) W końcu po wszelkich chorobach, szpitalach, rekonwalescencjach i innych przyrostach dupek do kanapy... ;)
Wybraliśmy się oczywiście na Starówkę. Postanowiliśmy przejść się bocznymi uliczkami. I takie cuda można ujrzeć :)



 Pierwszy spacerek, po tak długiej przerwie, spowodował burczenie brzuszków :) Z tej okazji, w końcu wybraliśmy się do knajpki żydowskiej. Mmmm... pyszności! I klimat niesamowity i obsługa miła. 
To ta knajpka w tle, Mandragora. Rewelacyjna była zupa czosnkowa!! Ale to danie raczej nie jest daniem towarzyskim... Powietrze ulatniało się wszystkimi otworami :D
Ja zamówiłam sobie rybkę. Rybkę faszerowaną, gotowaną w liściach kapusty włoskiej i z żurawiną. :)
Dla Zetki był zestaw dziecięcy, a On wybrał mostek cielęcy. Wszystko było przepyszne :)

A cała knajpka ze swoim klimatem jest pod adresem:
http://www.mandragora.lublin.pl/index.php

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz