środa, 21 marca 2012

niańkowo...

Zawiało chłodem w ten pierwszy dzień wiosny :/ Chmury, silny, zimny wiatr, pokropuje...

Z innej strony...
Dwa tygodnie temu rozpoczęłam casting na opiekunkę dla Zetki. Czuję się kiepsko, nie mam ochoty kupować coraz większych namiotów. Z utęsknieniem czekam, aż znów wcisnę się w swoje ulubione spodnie/bluzki/spódniczki... Chociaż coś chciałabym z przyjemności. No i wymyśliłam.
Lublin to bardzo mocno rozwinięte miasto kulturalnie! Teatry, filharmonia, mnóstwo występów gościnnych!! Nie wspomnę o lepszym samopoczuciu jakie daje wyjście ze swoim mężczyzną wieczorem do jakiejś knajpki/baru/ czy nawet na głupi spacer- we dwoje.
W teatrze to ja nie była chyba już z 4 lata :( Ciąża z Zetką i potem okres Zetkowy prawie całkowicie wyciął nas z życia kulturowego. Na spacery chodzi się w trójkę i raczej już nie wieczorami, ale w godzinach egzystencji Zetki. On wychodzi do knajp na spotkania służbowe, ja wyskoczę do salonu kosmetycznego na jakikolwiek kontakt z ludźmi... Ale żeby gdzieś razem? We dwoje...
Wymyśliłam sobie tą nianię. Trzeba zaryzykować. Zaryzykowałam! Nie mamy żadnej rodziny "pod ręką" żeby móc albo Zetkę komuś podrzucić albo poprosić aby przybył do nas. Funkcja niani to przecież nic nowego w świecie. Stres jest! Gigantyczny! W końcu to ktoś CAŁKOWICIE obcy. A my mamy oddać takiej osobie pod opiekę naszą Zetkę i cały dom?!?
Aż nasuwa mi się hasło z jednej reklamy... "Jest ryzyko- jest zabawa"... Zaryzykujemy- możemy pobawić się w "pierwszą młodość"...

Nie ukrywam, że tysiące obaw krąży po głowie... Do kogo skierować ogłoszenie? Starsza, młodsza, doświadczona, niedoświadczona... Tysiące myśli... Nie da się tego spisać. Mój mózg był jednym kłębkiem stresów. JAK BĘDĘ MIEĆ PEWNOŚĆ... Tak na prawdę tej pewności nigdy się nie nabierze dopóki się nie sprawdzi osoby...

Chociaż... muszę się przyznać, że było kilka kryteriów jakby z góry już przeze mnie podjętych.
Na pewno wiedziałam, że nie chcę żadnej starszej kobiety! Dziwne może się wydawać. Ale... ale!
Zetka to dziewczyna bardzo żywiołowa. Jedna z babć nie nadąża za nią. Preferuje zabawy bardziej "statyczne". A Zetka wymaga gimnastyki. Biegania, tańczenia, wygłupów... To mały żywioł. Stwierdziłam, że nie chcę "babci" która będzie zmuszać pod naszą nieobecność, do siedzenia grzecznie w jednym miejscu i słuchania bajeczek z "babcinymi" morałami. I tu druga przyczyna, stanowczego NIE, dla starszych kobiet-nianiek. Nie chcę, aby wychowywała taka kobieta naszą Zetkę wedle swoich zasad. Nie żebym myślała, że wszystkie starsze babki są zacofane, czy mają totalnie odmienne poglądy na temat wychowania. Ale babciunie ok 60tki czy starsze... to zupełnie inne pokolenie, w innych czasach wychowane, innych zasad nauczone. Co innego swoje babcie, a co innego obce babki... Mam zbyt duży stres, że taka starsza pani będzie mieć inne podejście do wychowania i będzie próbować "korektować" nasze metody. Nie- babciom mówimy nie!
Druga kwestia... młode nianie... Podobnie jak z babulkami, wiedziałam, że młoda niania... tak, to może być bardzo śmieszne, ale wiedziałam, że młoda niania, nie może być zbyt atrakcyjna!! Rozmawiałam z Nim o tym. Żarty, żartami. Ale ładnej dziewczyny, kręcącej się po domu nie zdzierżę! Nie teraz kiedy nie mam żadnych szans na konkurowanie! Wielka maciora kontra młoda szkapa... Nic z tego!!  Głupie? Może! Ale swojego i tak już kiepskiego samopoczucia sama nie będę psuć! Nie strzelę sobie samobója!

No i zaczęło się. Wrzuciłam na portal ogłoszenie. Odpowiedzi posypały się w mig- po kilkanaście dziennie. Szybko wiele od razu odrzuciłam- brak zdjęć profilowych, młode dziewczyny, które są same matkami dzieci w wieku Zetkowym (w ogóle zastanawiam się jak planowały podzielić opiekę na swoje i moje...?!?), starsze panie, dziewczyny z twarzą "z miejsca" nie dającą zaufania, no i te "piękniusie" (choć może mniej ze wzg na ich piękność, co za ich zdjęcia profilowe- opalające się na plaży z uwodzicielskim uśmiechem, czy chwalące się swymi dekoltami... -halo- to nie casting na opiekunkę dla męża!?!).
Do kilku dziewczyn sama napisałam, bo ich dane profilowe bardzo mi się podobały, kilka było ciekawych, które się zgłosiły.

Wczoraj, tj wtorek 20 marca 2012. Pamiętny dzień!
Po dwóch spotkaniach, dogłębnej analizie danych i weryfikacji referencji... Próba generalna.
Przede wszystkim, w wyborze, bardzo ważną "sędziną" była sama Zetka! Ta dziewczyna ma nosa do ludzi! I to nie jest jakieś tam czcze gadanie! Wyczuwa ludzi. Jako półtoraroczna dziewczyna, spacerując z mamą w parku, w pewnym momencie podeszła do jakiejś babci i złapała ją za rękę. Odwróciła się do mnie, pomachała i powiedziała, że idzie z panią na spacer!! Po chwili do babki podszedł facet- chyba jej mąż. Zetka uderzyła w płacz i uciekła. Wystraszyła się pana, który się do niej uśmiechał i zagadywał...Ale jednak nie wzbudził w niej zaufania. A po kilku minutach, idąc już znów z mamusią, podeszła do bezdomnego leżącego na ławce i spytała "jak się masz? jesteś śpiący?"...
Dlatego bacznie przyglądałam się nie tylko podejścia przyszłej niani do Zetki, ale i Zetki do niani. Jedna dziewczyna, zawładnęła sercem Zetki bezapelacyjnie! Na pierwszym spotkaniu, nie zdążyła wejść dziewczyna do pokoju, a Zetka zaczęła ją ciągnąć do swojego, że musi pokazać jej swój pokój it itd. Jak doszłyśmy do dużego pokoju, to nie dawała spokojnie nam porozmawiać. Wciąż zagadywała kandydatkę ;)
Drugie spotkanie- Zetka nie dała się tym razem "olać". Najpierw, aż mnie zamurowała, skoczyła w objęcia niani! Mimo, że widziała ją po raz drugi w życiu i to po jakiejś tam przerwie i z innymi wydarzeniami w między czasie! Chwyciła dziewczynę za rękę i teraz nie było zmiłuj- zapoznała nianię ze swoim pokojem.

Dzień trzeci- wtorek- On wrócił z pracy, zjadł obiad, posiedział dosłownie klika minut z Zetką. Godzina 17:30. Przyszła niania. Zetka była bardzo szczęśliwa. Nawet nie zauważyła naszego wyjścia! A wyszliśmy, na cotygodniowe zakupy, ale tym razem bez Zetki. W spokoju. nikt nie będzie wiedział, że jesteśmy na zakupach, bo będzie cicho... On nieco był spanikowany. Jak wyjeżdżaliśmy z terenu, stwierdził, że ciężej Mu się oddycha... A ja?!? Jak na wyrodną matkę przystało... czułam się dziwnie, ale nie czuła jakiegoś znaczącego niepokoju! Czy to źle? A może dlatego, że tą dziewczynę kilka razy widziałam, spędziłam z nią w sumie ciut więcej czasu niż On, widziałam jak reaguje na nią Zetka.  Dopiero po godzinie, ukłuta bodźcem przez Niego, zadzwoniłam i spytałam jak tam dziewczyny. Słyszałam rozkazujący ton Zetki. Wiedziałam już wszystko :)
A potwierdziło się jak wróciliśmy po 2,5 godziny. Zetka tylko ucieszyła się, że jesteśmy. Ale nawet nie skoczyła w objęcia się przywitać, bo ciągnęła nianię żeby tańczyć "Dżatsona" :P Poskarżyła się tylko w między czasie, że pani nie chce zostać z nią na noc!?! :D
Chyba próba i rodziców i Zetki i niani wypadła pomyślnie. Tfu tfu tfu... odpukać w niemalowane!

P.S. Biorę się za rozpiskę repertuaru teatrów w Lublinie :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz