sobota, 11 lutego 2012

alternatywne domowe leczenie...

23 stycznia Zetka była pierwszy raz w przedszkolu... To był pierwszy dzień. I dla niej i dla mnie bardzo stresujący... Nie na długo. Po trzech dniach, zachorowała. W przedszkolu znów była na dwa dni- 1i 2 lutego. I koniec... Wylądowała na antybiotyku :/ Najbardziej doprowadza mnie do rozpaczy jak słyszę jej kaszel!! Serce mi się kurczy. Bidulka jak dostaje ataku to tak przez 15-20 minut i nie może przestać. Przez to od dwóch tygodni nikt w domu nie ma przespanej nocy :/ Ale najgorsze jest to, że maluszek musi się sam z tym paskudztwem zmagać. A antybiotyk nic nie pomaga :( Ma go już 6 dni. Jedynym plusem tego leku było zbicie temperatury, która utrzymywała się całą noc i cały dzień i zmusił nas do popołudniowej wizyty lekarza. Wtedy zaczął się antybiotyk... Ale bez szału :( 
Przez ostatnie dni była u nas moja mama. Przypomniała mi wczoraj o metodzie, którą stosowała na nas. Działała. Nie raz i nie dwa, podobno pokonywała właśnie antybiotyki. W akcie desperacji, jako matka zdecydowałam się i ja wykorzystać... bezogniowe bańki. 
Wczoraj jeszcze z mamą, kupiłam w aptece takie lecznicze cudo. Nie powiem, myślałam, że będę zmuszona szukać tego na necie albo w jakiś sklepach specjalnych. A tu proszę! Niespodzianka, w pierwszej aptece dostałam! :) Zakup może nie należy do tanich, ale jeśli służą one lata i są skuteczne,to w sumie i tak wyjdzie bardzo tanio. Za 12 baniek zapłaciłam stówę. Za antybiotyk i dwa dodatkowe syropki zapłaciłam 80zł... 
Książeczkę załączoną do opakowania dokładnie przestudiowałam, na necie też nieco informacji wygrzebałam... No i kolejny stres.... Czy moje dziecko DA sobie coś takiego przyssać do pleców?!?...


Mamy babsi wieczór z Zetką ;) On wybrał się na miasto ze znajomymi z pracy. Zrobiłam gorącą mocno pianową kąpiel dla Zetki. I gdy bawiła się w wannie zaczęłam jej pokazywać cuda medycyny domowej. Wymyśliłam pewną historię...
To były rogi jak u dinozaurów, ale to takie specjalne dla Zetki. Te rogi stawia się na plecach i one wysysają kaszelek. Patrzyła i słuchała, ale jakby przelatywało jej to od razu. Bawiła się pianą, robieniem mleczka i łowieniem rybek... No nic... Nic na siłę (wszystko młotkiem?...)
Rytuał kąpielowy nie uległ zmianie. Mycie włosków, chwila zabawy i wychodzimy z wody. Wycieram ją i zabieram owiniętą w ręcznik do jej pokoiku. Na łóżku armia pokąpielowych przyborów gotowa do działania - kremy, szczotka, suszarka i... kartonik z rogami. Wysuszyłam jej włosy. O dziwo szybko i sprawnie nam to poszło, bo... ona już koniecznie chce być dinozaurem!! Nie było szans, żebym ją mogła wykremować, ubrać w piżamkę częściowo... Położyła się i kazała ubierać sobie rogi!! :D 
Dzieciom poniżej 7 roku życia bańki należy trzymać nie dłużej niż 5 min. Myślałam, że szybciej ściągnę, bo placki momentalnie zrobiły się BARDZO czerwone!! Zetka koniecznie chciała zobaczyć jak wygląda w rogach :D Niestety nie dałyśmy rady tej prośby spełnić, więc Z stwierdziła, że ona mi zrobi rogi, żeby widzieć :P 
No i udało się bez jakichkolwiek problemów. Bąble po-bańkowe są bardzo czerwone. Ale to, że jest chora niestety wciąż słyszę, a i sama zaczynam się przekonywać jak co oznacza męczący kaszel... Jeśli Z prześpi dzisiaj po raz pierwszy po dwóch tygodniach całą noc bez problemów, chyba poproszę Go żeby mi też postawił bańki. Nie chcę leków w ciąży, a czosnek + bańki to taki stary system, w naszej rodzinie,leczniczy, który i do mnie dotarł:) Czy zadziała? MAM OGROMNĄ NADZIEJĘ!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz