czwartek, 17 maja 2012

Kim jestem...i hormony w ciężarówce

Przeczytałam wpis kolegi... Zainteresował mnie test jaki wykonał. Może nie znam go tak dobrze jak jego żonę, ale na tyle dobrze, że pod wynikiem jego testu mogłabym się podpisać. Może nie w 100%. Nie znam go od "każdej strony". Zaciekawiłam się, jakby to było ze mną. No i mam... Weszłam na http://www.enneagram.pl/ i zrobiłam test... I oto wynik. Oto kim jestem :) 4w5... "Włóczęga"...


Ostatnio ogólnie to co innego mnie gryzie. Nie to kim jestem. Raczej przechodzą jak burze myśli co by było gdyby...

Wrażliwość matki już zainicjowanej czy ciężarówki jest zupełnie inna niż "wolnego" osobnika. Już kiedyś o tym czytałam i już nie raz się to potwierdziło na mojej skromnej osobie.
Kiedyś ciężko było mnie czymkolwiek wzruszyć. Bez bicia przyznaję się, że łzy mi leciały na "Zielonej mili" czy "Wielka Stopa i Hendersonowie"... Filmy wojenne, katastroficzne, czy jakieś typowe dramaty nie były dla mnie wielce wylewne...
Urodziła się Zetka... Teraz jestem na wylocie zaciążenia...
Burza hormonów czy zmiana podejścia do życia, a może jedno i drugie i jeszcze jakieś inne składowe...spowodowały zmiany mojej wrażliwości?!?... To dość irytujące jest, jak tak sama przed sobą staję. Ale...

Miało być spokojnie, przyjemnie, nawet wesoło. A były łzy, dym od nadmiaru myśli aż buchał spod czachy.

Przyszła do Zetki niania. Dzień był bardzo ciepły, przyjemny. Poszliśmy na kawę i deser lodowy na deptak, pod parasolki. Nacieszyć się sobą i przyjemnym wieczorem. Poruszało się przeróżne tematy. Chcąc nie chcąc doszło do tematu kryzysu. Na luzie, bez ocen, bez szukania winnych. W sumie to nawet tak tylko mimochodem został poruszony temat. I czar, urok prysnął. Prysnął bo łzy same leciały. Tak właśnie mimo woli...
Potem film. Miało być śmiesznie. Poszliśmy na film z szalonych lat studenckich... Tzn jego kontynuacji - American Pie: Zjazd Absolwentów. Owszem, jest się z czego pośmiać. Ale ja tak przez łzy... Przecież film, wbrew pozorom, porusza to co dzieje się i u nas... Niby śmieszne ale takie prawdziwe.

Do tego stopnia jestem przybita swoimi humorkami, że samej przed sobą wstyd się przyznać...

W telewizji zaczęła się reklama polskiego filmu "Nad życie". Chciałabym go obejrzeć z ciekawości- toć to film zainspirowany smutną historią naszego "złotka". Ale...
Ale nie obejrzałam reklamy do końca, bo mnie ścięło. Wyłączyłam tv i zabrałam się za prasowanie... Włączyłam radio, a tam:
  http://www.youtube.com/watch?v=GcdacIqdwpc

 I took for granted, all the times
That I though would last somehow
I hear the laughter, I taste the tears
But I can't get near you now

Oh, can't you see it baby

You've got me goin' crazy

Wherever you go

Whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes
Or how my heart breaks
I will be right here waiting for you


Błąd!!! Tylko ręce pracują, a myśli w głowie... szaleją...
Wciąż mam skurcze, źle się czuje, boli mnie ostatnio od kilku dni głowa... A myśli:
A gdybym ja zachorowała?
A gdybym umarła? 
Czy On poradziłby sobie z dwiema dziewczynkami? 
Czy szukałby od razu jakiejś matki zastępczej? 
Kto czesałby moją Zetkę?!? 
Czy byłby ktoś kto zaprowadzał ją do przedszkola? 
Nie słyszeć ciętych, dziecięcych ripost...
Nie całować gołego brzucha...
Ogryzać malutkich syrek...
Miałabym już nie usłyszeć "kocham Cię mamusiu"... 
A Młoda Panna?... 
Nie moc oglądać jej pierwszego uśmiechu, prób siadania, upadków przy pierwszych krokach...
Łzy kapały mi na prasowane ciuchy i teraz moczą klawiaturę...
 
Głupie prawda? Zaprzątać sobie głowę takimi myślami. To wszystko jest takie nierealne, a może jednak i tak się zdarzyć. Ktoś z "góry" stwierdzi, że tu i teraz, tej czy temu zgasi światło. Nie chcę o takich chwilach myśleć. To zbyt boli. Bezpieczniej jest żyć dniem dzisiejszym. Bo sama myśl o tym, że ten dzień mógłby być ostatnim... Że mogłabym już nie usłyszeć śmiechu Zetki, poczuć Jego ciepłej dłoni... Nie czuć Jego ciepła w zimnej pościeli... Nie mieć wytarmoszonych uszu przez Zetkę...

Koniec!! Nie, że ze mną, tylko z tymi czarnymi rozmyślaniami.

Wyłączyłam radio, wyłączyłam żelazko...

1 komentarz:

  1. Początek mnie zaciekawił, bo piszesz na temat testu. Czyli jak widać ludzie dookoła mnie też mnie tak widzą? Ciekawe. Pod Twoim koleżanko też się podpisuję nie wiem czy w 100%, bo właśnie nie znamy się aż tak, ale tylko na podstawie bloga śmiem stwierdzić, że co najmniej na 90%.

    A teraz druga część tej notki. Czasami są takie chwile (jak widzę u Ciebie ostatnio dość często), że człowiek ma właśnie takie myśli. I ja to uważam za normalne. To tylko potwierdza, że jesteśmy ludźmi i to do tego wrażliwymi o bogatym wnętrzu. Nie jest nam obojętne to wszystko co jest dookoła.

    Jedno wiem, to co dla nas jest "nierealne, niemożliwe" dla "Niego" jest możliwe i my musimy mieć to zawsze na uwadze! A łzy podobno oczyszczają organizm... :)

    OdpowiedzUsuń