wtorek, 3 stycznia 2012

Nowy Rok i Cheddar

New Year and New Life...
Tak można rozpocząć nowy rozdział...rozdział życia i roku :)
 Rok 2012 mam nadzieję, będzie odskocznią od ostatnich kiepskich, chudych lat! I nie mam na myśli tego, że teraz staniemy się bogaczami... To nie są moje marzenia.


Ten rok to wiele imprez w rodzinie: 18stka, 50tki, wesela i porody!! :) Jednym słowem imprezowo się szykuje. Nie wspominając, że cała Europa będzie jedną wielką wioską imprezową przy okazji... Olimpiada w Anglii, Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie...


No i jest praca, praca, która pozwala nam konkretnie zacząć spłacać nasze kryzysowe lata... Do tego dochodzi możliwość odcięcia się od Jego rodziców. Będziemy w zupełnie nowym miejscu, wystarczająco daleko, żeby nie widywać się zbyt często ale wystarczająco blisko, żeby raz w miesiącu mogli do nas przyjechać! Nie będzie żalu i wyrzutów sumienia czy niezadowolenia i wypominania błędów.


No i zaczyna się nowe życie Zetki! Zapisaliśmy ją do przedszkola!! Boszszszsz... jestem lekko zestresowana tym. Jak ten czas leci! Ale przynajmniej będzie więcej czasu spędzała z dziećmi, a ja przez rosnący brzuch będę miała trochę czasu na spokój i odpoczynek :)


Najbardziej  ze wszystkiego cieszę się, że będziemy mieć swoje mieszkanko!! Nówka sztuka z naszą sypialnią i z pokojem dla Zetki!! Dzisiaj On już wyleciał i będzie przygotowywał mieszkanie na nasz przyjazd! :) Nie mogę się doczekać rozpakowywać zwiezionych z traumatycznego miasta, naszych bambetli. Układania, dopasowywania, sprzątania, wycierania i odpoczywania. Zwłaszcza cieszy mnie WIELKI balkon :) Już bym chciała żeby ciepło się robiło :) Jak tylko doprowadzę do stanu używalności mieszkanko porobię kilka fotek :P


Nowy Rok...
Był stary, jest już nowy... Aby nie siedzieć tyle w domu. Mimo typowo angielskiej, pochmurnej, dżdżystej pogody wybraliśmy się z moimi rodzicami do miejscowości oddalonej zaledwie o 19 mil - do Cheddar. :)
Było by spokojniej i sympatyczniej gdyby nie zrzędzenie starego, niepełosprytnego dziadka :/ Boszszsz, to jest jedna z niewielu osób na świecie, które samym swoim wyglądem już wyprowadza mnie z równowagi. Nie wspominając tego jak bardzo się gotuję jak tylko otwiera usta!! Ogólnie wycieczka była bardzo udana, mimo wspomnianej angielskiej pogody i towarzyszącego nam gburka... Na koniec musiał tylko pokazać, że z nim nie można od początku do końca spędzić całego dnia w miłej, spokojnej rodzinnej atmosferze!! Grrrr...
Ale "gussss-fra-ba".


A więc... Cheddar!


Ha!
Najczęstsze skojarzenie z nazwą?... Oczywiście SER. I to ten ser, taki do jedzenia, smacznie śmierdzący ;) A nazwa sera... Nazwa sera pochodzi z niewielkiej angielskiej wioski, do której się wybraliśmy, i  w której rozpoczęto jego produkcję. Ser cheddar jest najbardziej popularnym serem na rynku Wielkiej Brytanii. Podobno to aż 50 proc. udziału w ogólnej sprzedaży sera!! A co najciekawsze i chyba najbardziej zaskakujące? To to, że w miejscowości Cheddar... jest tylko JEDEN zakład serowarski !?! :)
My naszą dzisiejszą wycieczkę zaczęliśmy właśnie od tego zakładu:) To niewielki sklepik na froncie budynku, a na jego zapleczu znajduje się mikro muzeum oraz produkcja. Zetka była początkowo nieco znudzona, bo
przez 25 min leciał filmik z objaśnieniem krok po kroku jak powstaje ser. Między słuchaniem wykładu skakaliśmy, wg tego co żandarm "Zet" nakazywał, po schodkach dla dzieci, które Zetka oczywiście musiała
porozsuwać wg swojego gustu... :D
Po filmiku pan z produkcji (wiekowy Anglik, po którym widać, że produkcja sera to bardzo ciężka fizyczna
praca- miał już dużego garba- ale co się dziwić jak wszystko powstaje "ręcznie", a "krążki" serowe to średnio 25kg bloki)... No więc, ten Pan (tak wiem, ciocia byłaby niezadowolona z "no więc" ;) )...
Wróć... Pan, po pokazie filmowym, pokazywał niektóre etapy produkcji. Spytaliśmy się go, czy jada sery jeszcze... Wykrzywił się tylko i stwierdził, że już od dawna wykreślił sery z menu. :)
Zetce się ten etap spodobał, bo Pan do niej zza szyby kiwał :) Oczywiście kupiliśmy 3 małe kawałki sera- z trzech różnych etapów produkcji. Do degustacji zabierzemy się wieczorkiem. Z wyjątkiem mnie, wszyscy będą degustować przy lampce wina, a ja będę z kubkiem zielonej herbaty :P
















Po lekcji edukacyjnej wybraliśmy się na spacer po Cheddar. Nie ma to, tamto... Nie można Nowego Roku rozpoczynać zasiedziałym trybem domownika zgnuśniałego ;) Pogoda była w kratkę- raz słońce raz deszcz. Choć z przewagą chmur, to i tak jak na 1 stycznia było ciepło, bo zaledwie 11 stopni!! Krokusy już kwitną i drzewa puszczają pąki. Ba nawet nie pąki co niektóre już też kwitną, i krzaki róż pięknie wyglądają!!




 Cheddar to bardzo malownicza mieścina. Jak już wcześniej wspomniałam, oddalona o około 19mil na zachód od Bristolu. Myśmy tylko przeszli się wzdłuż miasteczka. Ale jak będzie cieplej (jak przylecimy tu na wiosnę- przylecimy i dokładnie zwiedzimy) to wybierzemy się na szczyt wąwozu Cheddar, do jaskiń... To idealne miejsce na lubiącą się "bać" Zetkę :) W jaskiniach są miejsca typowo turystyczne, jak czarownice, duchy czy kościotrupy ;) Na szczyt wąwozu prowadzą wąskie, strome, kamienne schody... Dziś padało i my byliśmy nieodpowiednio do takich ekstremalnych wypraw przygotowani no i byliśmy z wózkowym dziadkiem ;) Ale wiosną WRÓCIMY TU :D
W skałach tworzących wąwóz znajduje się wiele jaskiń, gdzie w 1903 roku odnaleziono najstarszy ludzki szkielet na Wyspach Brytyjskich (nazwany Cheddar Man), liczący około 9000 lat oraz liczne pozostałości
z późnego paleolitu górnego. A co ciekawsze!?! To to, że w samej wiosce Cheddar odnaleziono pra-pra-pra przodka tego Cheddar Man, poprzez badania krwi, DNA :) Takie człowiek dopiero może pochwalić się
korzeniami, drzewem genealogicznym! :) W jaskiniach, powstałych na skutek działalności wody, występują liczne stalaktyty i stalagmity...
Och, sama nie wiem czego tam nie ma a co jest, bo nie było kiedy sprawdzić. Ale spacer był przyjemny i zarzuciliśmy haczyk na miejsce do "dogłębnego" zwiedzania na wiosnę :)










































Po powrocie wszyscy rzuciliśmy się na obiad!! Kilka godzin na świeżym powietrzu, a żołądki jak przetrzepane ;) Zetka w samochodzie nie spała, bo z Babcią bawiła się w odgłosy zwierzaków z farmy :) Za to ja klepłam i nawet nie wiem kiedy :D Obudziłam się w Bristolu już, jak lało!! :/ Zetka wszamała cały obiad i już leży w wyrku. Wykończyła się :)

2 komentarze:

  1. Taki piękny zakątek na ziemi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że teraz na wiosnę będę na siłach aby więcej tego zakątka przedreptać :D

      Usuń