poniedziałek, 23 stycznia 2012

Dzień PIERWSZY

Nadszedł szybciej niż było zaplanowane...
Siedzę sama w domu. Głucho, cicho... Aż musiałam włączyć tv, żeby zagłuszyła moje bezsensowne wyrzuty sumienia...
Obudziłam się równo z budzikiem. Przestawiłam pobudkę o 20 min... Jeszcze trochę, pod ciepłą pierzyną, z Zetką słodko wtuloną we mnie. Znów zaczął dryndolić... No nic, wstałam :/ Umyłam się, ubrałam, przygotowałam ciuszki dla Zetki... Wzięłam talerzyk z kanapką, kubek z gorącą herbatą i ruszyłam do pokoju zjeść... "Mamo, gdzie jesteś?" - wyrwało się po drodze z sypialni. Wstała. Ubrałam ją, w między czasie zjadłam. Tu kremik, tam syropek, tu oczko, tu nosek... Obie gotowe wymaszerowałyśmy z domu, bez płaczu i krzyku. Nawet w radosnym uniesieniu. Pojechałyśmy taksówką.
No i tutaj nieco inaczej już wyglądało niż w dniu "poglądowym"... Zetka bez sprzeciwu rozebrała się, ubrała kapciochy... I tutaj bezproblemowość się skończyła. Nie chciała wejść do sali z Panią. Rzuciła się na podłogę z twarzą ukrytą w moich nogach i zaczęła popłakiwać. Weszłam z nią, nie chciała usiąść z dziećmi w kółeczku, nie chciała jeść śniadanka, nie chciała tego, nie chciała tamtego...
Cały czas byłam obok niej- dosłownie obok!
Po śniadanku Pani wzięła ją za rączkę, żeby umyć rączki i pokazać jej wieszaczek. W tym czasie ja dałam nóżkę na korytarz. Siedziałam na ławeczce, a Zetka co chwilę uciekała z sali, żeby pokazać mi to, żebym zobaczyła tamto itp... Ale przerwy między tymi ucieczkami zaczęły się wydłużać. W pewnym momencie powiedziałam Zetce, że idę po zakupy, muszę zrobić obiad i wrócę. Z BARDZO ciężkim sercem wyszłam. Udawałam twardzielkę- z uśmiechem przyklejonym do twarzy chodziłam między sklepowymi półkami, a najchętniej sprintem poleciałabym po Zetkę i przytuliła i ... TAK, tak po prostu chciało mi się płakać! Zrobiłam zakupy i poszłam do przedszkola, żeby dowiedzieć się jak Zetka i czy mogę jechać do domu bez niej. Pani powiedziała, że Zet przez okno widziała jak szłam na zakupy i od tej pory już o mnie nie pytała, więc mogę śmiało wracać do domu...
No i jestem w domu...Cicho, pusto... Gdzie moje złośliwe, pełne energii bamberstwo?...
No i te bezsensowne wyrzuty sumienia... Bo przecież krzywda się jej nie dzieje. Przecież uczy się nowego świata, nowych zasad, bawi się z rówieśnikami... Robi to czego z mamą nie da się zrobić... A ja mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam dziecko...Zostawiłam w budynku taki kawał od domu (zaledwie 4 km), ale przecież to kawał!!
Więc włączam muzykę i zabieram się za obiad... I mi czas szybciej zleci i zagłuszę wyrzuty sumienia...


A niech to kurza wątróbka... :( Włączyłam moje ulubione radio i co leci?...
http://www.youtube.com/watch?v=qtivSTZrezc


I jak tu uciszyć głupie myśli...

4 komentarze:

  1. Jak to czytam zastanawiam sie kto przelal moje mysli, jak to mozliwe ze ktos wie co ja czulam. dzieki pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję :) Myślę, że większość mam czuje podobnie, ale nie wszystkie potrafią się do tego przyznać ;)

      Usuń
  2. Co Ty za radia słuchasz... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga... kryptoreklama radia... Złote Przeboje :P

      Usuń