poniedziałek, 14 listopada 2011

Flirt

Przeczytałam pewną informację w pewnej książce...
Jak żonaty facet flirtuje, to spoko, luz... Nic nie znaczy. Ot, zwykła natura faceta. Ale jak flirtuje zamężna babka... To znaczy, że jest nieszczęśliwa ze swoim mężem i pogrąża siebie?!? Gdzie logika...Gdzie równouprawnienie?
 Czy może rzeczywiście tkwi w tym ziarnko prawdy?...


To wątek, który nieco rozszerzę... w swoim czasie, odpowiednim czasie, bo jest dla mnie dość... kontrowersyjny...?...




Prawdą jest, że z wielkim sentymentem wspominam początki. Nasze początki. Te sprzed 10lat... Gdzie jego spojrzenie powodowało rumieńce na twarzy, gdzie zaledwie powiew zbliżającego się jego ciała, rozbudzał wszystkie motylki w brzuchu...
A teraz? Teraz mam wrażenie, że jesteśmy bardziej rodzeństwem niż parą. Setki codziennych obowiązków, tysiące spraw trujących nasze życie. Gdzieś w tym wszystkim zaginęła seksulność, pożądanie, odrobina romantyczności. Mówię o sobie, o swoich odczuciach. Drażni mnie to. Brakuje mi tego. A z drugiej strony, nie mam bodźców pobudzających choćby chęć próbowania odszukania tej młodzieńczej miłości. Apatia. To przykre! Bo uczucie wciąż istnieje to samo, ale jakby inaczej. 

1 komentarz:

  1. Ja tu jeszcze wrócę do tego postu, ale ponieważ dopiero co go przeczytałem, muszę zebrać myśli... cdn...

    OdpowiedzUsuń