czwartek, 3 listopada 2011

Czas zimowy

Długi to był weekend... Nerwy przeplatały się z głupawką, stres z beztroską a wszystko to w towarzystwie wielkiego obżartego brzucha i na oczach całej rodziny... Nie ma to jak chwila sam na sam ze swoimi problemami...


Teraz też- siedzę jak "amerykański wieśniak z piwem". Ale jestem tak najedzona, że to moja najwygodniejsza pozycja. Na szczęście widzą mnie tylko On i Zetka :) Sami swoi - w gorszych sytuacjach się widujemy :)


Dzisiaj byliśmy po drobne zakupy. Które ostatecznie okazały się za drobne na chętnych do wspólnego obiadu...W sumie było nas przy stole 10 osób plus mały A. śpiący na kanapie i powodujący tym "wrzody na żołądku" dziadków, którzy stresowali się, zamiast jeść, że maluch fiknie z kanapy...
Boszszszsz to było prawdziwe tornado! A nie było jeszcze R.!!! Kupa śmiechu, obżarstwo i duchota... Przedsmak nadchodzących świąt Bożego Narodzenia!!!


Aż chce mi się spać... Mimo, że dopiero 19...


Acha...Zniosłam aparat żeby zrobić fotki... Ale aparat, wciąż leży w bezpiecznym miejscu, żeby dzieciaki czy kręcący ludzie nie zrzucili go. Ot, po po pierwszym mrocznym dniu zimowym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz