piątek, 23 listopada 2012

full-time mum

Fajnie napisane wyznania mamy, która pełni ten zawód tak jak ja- na full time, z dwójką dzieci. Z tym, że to świadomy jej wybór i postanowienie i pełna satysfakcja tej rodzinnej, ale jak bardzo zawodowej roli.

http://lenaikuba.blogspot.com/2012/11/rodzicielka-byc.html
 

A ja? Niby taka sama... Full-time-mum. Cóż. Widzę tego dwie strony.
Bez jakichkolwiek wymówek, przyznaję się bez bicia, że kocham moje dziewczynki. Uwielbiam być przy nich i być tą, która wprowadza je na nowe ścieżki życia. I widzieć ich postępy. Wiem, że to tworzy między nami tą magiczną rodzicielską więź. Przez to jestem totalnie rozdarta!
 

Bo...
Do macierzyństwa zostałam niejako przymuszona. Prośby męża, jęczenie jednych dziadków (bardziej babci ;) ), subtelne przytyki drugich dziadków, że najstarsza, że ustabilizowana itp... Nacisk samego społeczeństwa, że tyle razem, że rodzina to cud...
Mimo totalnie innego, przeciwnego zdania okazałam się słabą postacią, bo uległam całej tej pieprzonej "religii rodzinnej". Później pojawiła się jeszcze Kudłata, choć z nią byłam nieco bardziej psychicznie nastawiona na macierzyństwo. Ona stała się otwartą furtką, do spełnienia marzenia. Taki był warunek...


Kocham dziewczynki! Bardzo! To nie jest tak, że mam dzieci i nie kocham ich i nie interesują mnie.
Stało się! Są! Mam dwie wspaniałe dziewczynki! Kocham je! Chciałabym dla nich jak najlepiej! Jak byłaby taka potrzeba oddałabym za nie życie!! Chciałabym im dać jak najwięcej swojej miłości. Chciałabym aby wiedziały, że mimo powszechnie trudnego życia rodzinnego, one są najważniejsze i dla nich zawsze będzie czas. Chciałabym, żeby były samodzielne, pewne siebie i nie bały się życiowych wyzwań.


Mam wyrzuty sumienia, że mało czasu spędzam z Zetką. Że nie robimy tak dużo wspólnych rzeczy jak przed pojawieniem się Kudłatej. Cieszę się, że nie oddałam jej i nie mam w planach oddać Kudłatej do żłobka. Te 2,5-3 lata to najważniejsze dla powstania silnej więzi między rodzicami a dziećmi. Dlatego staram się spędzać ten czas jak mogę najlepiej z dziewczynkami.

Brakuje mi jednak dłuższych chwil totalnie moich. Nie tylko wyjść na 1-2 godziny na gym. Czy na szybki wypad do kosmetyczki- choć tutaj najczęściej i tak ciągnę ze sobą Kudłatą.
Wczoraj usłyszałam wypowiedź jednej z mam jedynaka, znanej dziennikarki. Nie każdy chce pełnić rolę TYLKO rodzica!
Ja jestem z tych właśnie. Bolało jak diabli kiedy odwoziłam po raz pierwszy Zetkę do przedszkola. Ale... Z drugiej strony, po kilku dniach przyzwyczajenia i jej i mojego, czułam się chwilowo...WOLNA!!

Mamy naszą nianię! Cudna dziewczyna! Zetka tak się do niej przyzwyczaiła, że zaczęłam odczuwać zazdrość... Zazdrość o to, że ma czas dla Zetki na zabawę z nią i tylko z nią! Siedzi razem z Zetką w pokoju i się bawią, malują, grają. Jak jest niania, Zetka prawie w ogóle nie ogląda tv!!! No chyba, że bierze ją choróbsko albo jest bardzo zmęczona.
A ja? Trochę siedzę z nią w pokoju, ale zaraz albo Kudłata coś jęczy, albo muszę pranie rozwiesić, obiad zrobić, posprzątać, przygotować...itp itd

Jestem zazdrosna. A z drugiej strony jestem tym brakiem czasu i dla dziewczynek i dla siebie bardzo przytłoczona. Sfrustrowana. A najgorsze jest to, że odbija się to na dziewczynkach... A przynajmniej na Zetce :/
Dzisiaj obudziła się o 5 rano. Spała z tatą, ale chciała przyjść do mnie się przytulić i przeprosić, bo krzyczałam na nią, bo była niegrzeczna. Do 6 leżeli w wyrku i On tłumaczył jej, że to sen. Ale jak mi to rano powiedział, to się popłakałam. Bo... Bo wiem, że ostatnio zbyt często krzyczę na Zetkę w porównaniu z tym jak mało poświęcam jej czasu.

I znów, błędne koło. Najwięcej "wolnego" czasu mam rano. Wtedy Kudłata jest najspokojniejsza i drzemka jest najdłuższa. Ale wtedy nie ma Zetki- jest w przedszkolu. Moja energia spada. Po godzinie 16-17 czuję się już wykończona. Chodzę poćwiczyć ok 18-19 jak wracam Zetka już śpi...

I znów, chcę uciec. Daleko. Chcę być sama. Chciałabym nie budzić się w nocy. Całą noc spokojnie przespać. Pójść do fryzjera czy kosmetyczki bez dziecka przy boku. Pójść na spacer spokojnie, bez stresu czy zdążę położyć Kudłatą nim zacznie płakać. Bo ten Kudłacz wciąż ma jakieś ALE do wózka. Gdy mam coś załatwić na mieście czy pojechać po Zetkę, to jest koszmar!! Kudłata nie chce spać, albo tylko drzemie przez 10-15 min i potem jest jeszcze gorzej.

I znów. Jak nawet bym wyjechała gdzieś, czy bym tak na serio odpoczęła. Bo przecież jak wychodzimy czy na gym, czy do kina czy teatru w głowie ciągle kłębią się myśli, czy Kudłata śpi spokojnie, czy nie obudzi się z bólu, czy Zetka śpi, czy wszystko w porządku, czy to... czy tamto... A wychodzę na chwilę. Jak bym wyjechała na dłużej to co?!? Czizysss...

Macierzyństwo mnie wypala. Od środka. To zbyt dużo dla mnie. Nie jestem do tego stworzona. Nie umiem pogodzić wszystkiego, na czym mi zależy, co bym chciała...

2 komentarze:

  1. Bo kobiety oprócz pełnienia pięknej roli MAMY, powinny być też momentami egoistkami, bo każdej z nas należy się chwila wytchnienia. Ja Cię całkowicie podziwiam. Podziwiam każdą mamę która ma dwójkę dzieci i funkcjonuje! Naprawdę ordery jakieś się Wam wszystkim należą. Ja przy jednym czasami jestem wypompowana...

    Oddałam Młodego do żłobka. Spotkałam się z krytyką z prawie każdej strony, ale po roku walki o jego sprawność, siedzenia na rehabilitacji, słuchania jego płaczu musiałam się od tego odciąć. Psychicznie nie dawałam rady. Wiem, że pewnie nie jedna moja znajoma krytykuje mnie za plecami, ale to moje dziecko, moja decyzja i przede wszystkim moje życie. Przez ostatni rok oddałam się w 300% dziecku, teraz chce zrobić coś dla siebie, chce pójść do pracy, chce się spełnić. Bo przecież jeśli mama jest szczęśliwa to i dzieci są szczęśliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, proszę, nie widziałam tego tekstu... Chyba odniosę się do niego w moim następnym poście, albo jeszcze następnym. Jeśli nie, parę słów tutaj. Ale teraz już nie dam rady nic napisać, bo padam. Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń