Fajnie napisane wyznania mamy, która pełni ten zawód tak jak ja- na full
time, z dwójką dzieci. Z tym, że to świadomy jej wybór i postanowienie i
pełna satysfakcja tej rodzinnej, ale jak bardzo zawodowej roli.
http://lenaikuba.blogspot.com/2012/11/rodzicielka-byc.html
A ja? Niby taka sama... Full-time-mum. Cóż. Widzę tego dwie strony.
Bez jakichkolwiek wymówek, przyznaję się bez bicia, że kocham moje
dziewczynki. Uwielbiam być przy nich i być tą, która wprowadza je na
nowe ścieżki życia. I widzieć ich postępy. Wiem, że to tworzy między
nami tą magiczną rodzicielską więź. Przez to jestem totalnie rozdarta!
Bo...
Do macierzyństwa zostałam niejako przymuszona. Prośby męża, jęczenie
jednych dziadków (bardziej babci ;) ), subtelne przytyki drugich dziadków, że najstarsza, że ustabilizowana itp... Nacisk samego
społeczeństwa, że tyle razem, że rodzina to cud...
Mimo totalnie innego, przeciwnego zdania okazałam się słabą postacią, bo
uległam całej tej pieprzonej "religii rodzinnej". Później pojawiła się
jeszcze Kudłata, choć z nią byłam nieco bardziej psychicznie nastawiona
na macierzyństwo. Ona stała się otwartą furtką, do spełnienia marzenia.
Taki był warunek...
Kocham dziewczynki! Bardzo! To nie jest tak, że mam dzieci i nie kocham ich i nie interesują mnie.
Stało się! Są! Mam dwie wspaniałe dziewczynki! Kocham je! Chciałabym dla
nich jak najlepiej! Jak byłaby taka potrzeba oddałabym za nie życie!!
Chciałabym im dać jak najwięcej swojej miłości. Chciałabym aby
wiedziały, że mimo powszechnie trudnego życia rodzinnego, one są
najważniejsze i dla nich zawsze będzie czas. Chciałabym, żeby były
samodzielne, pewne siebie i nie bały się życiowych wyzwań.
Mam wyrzuty sumienia, że mało czasu spędzam z Zetką. Że nie robimy tak
dużo wspólnych rzeczy jak przed pojawieniem się Kudłatej. Cieszę się, że
nie oddałam jej i nie mam w planach oddać Kudłatej do żłobka. Te 2,5-3
lata to najważniejsze dla powstania silnej więzi między rodzicami a
dziećmi. Dlatego staram się spędzać ten czas jak mogę najlepiej z dziewczynkami.
Brakuje mi jednak dłuższych chwil totalnie moich. Nie tylko wyjść na 1-2
godziny na gym. Czy na szybki wypad do kosmetyczki- choć tutaj
najczęściej i tak ciągnę ze sobą Kudłatą.
Wczoraj usłyszałam wypowiedź jednej z mam jedynaka, znanej dziennikarki. Nie każdy chce pełnić rolę TYLKO rodzica!
Ja jestem z tych właśnie. Bolało jak diabli kiedy odwoziłam po raz
pierwszy Zetkę do przedszkola. Ale... Z drugiej strony, po kilku dniach
przyzwyczajenia i jej i mojego, czułam się chwilowo...WOLNA!!
Mamy naszą nianię! Cudna dziewczyna! Zetka tak się do niej
przyzwyczaiła, że zaczęłam odczuwać zazdrość... Zazdrość o to, że ma
czas dla Zetki na zabawę z nią i tylko z nią! Siedzi razem z Zetką w
pokoju i się bawią, malują, grają. Jak jest niania, Zetka prawie w ogóle
nie ogląda tv!!! No chyba, że bierze ją choróbsko albo jest bardzo
zmęczona.
A ja? Trochę siedzę z nią w pokoju, ale zaraz albo Kudłata coś jęczy,
albo muszę pranie rozwiesić, obiad zrobić, posprzątać, przygotować...itp
itd
Jestem zazdrosna. A z drugiej strony jestem tym brakiem czasu i dla
dziewczynek i dla siebie bardzo przytłoczona. Sfrustrowana. A najgorsze
jest to, że odbija się to na dziewczynkach... A przynajmniej na Zetce :/
Dzisiaj obudziła się o 5 rano. Spała z tatą, ale chciała przyjść do mnie
się przytulić i przeprosić, bo krzyczałam na nią, bo była niegrzeczna.
Do 6 leżeli w wyrku i On tłumaczył jej, że to sen. Ale jak mi to rano
powiedział, to się popłakałam. Bo... Bo wiem, że ostatnio zbyt często
krzyczę na Zetkę w porównaniu z tym jak mało poświęcam jej czasu.
I znów, błędne koło. Najwięcej "wolnego" czasu mam rano. Wtedy Kudłata
jest najspokojniejsza i drzemka jest najdłuższa. Ale wtedy nie ma Zetki-
jest w przedszkolu. Moja energia spada. Po godzinie 16-17 czuję się już
wykończona. Chodzę poćwiczyć ok 18-19 jak wracam Zetka już śpi...
I znów, chcę uciec. Daleko. Chcę być sama. Chciałabym nie budzić się w
nocy. Całą noc spokojnie przespać. Pójść do fryzjera czy kosmetyczki bez
dziecka przy boku. Pójść na spacer spokojnie, bez stresu czy zdążę
położyć Kudłatą nim zacznie płakać. Bo ten Kudłacz wciąż ma jakieś ALE do
wózka. Gdy mam coś załatwić na mieście czy pojechać po Zetkę, to jest
koszmar!! Kudłata nie chce spać, albo tylko drzemie przez 10-15 min i
potem jest jeszcze gorzej.
I znów. Jak nawet bym wyjechała gdzieś, czy bym tak na serio odpoczęła.
Bo przecież jak wychodzimy czy na gym, czy do kina czy teatru w głowie
ciągle kłębią się myśli, czy Kudłata śpi spokojnie, czy nie obudzi się z bólu, czy
Zetka śpi, czy wszystko w porządku, czy to... czy tamto... A wychodzę na
chwilę. Jak bym wyjechała na dłużej to co?!? Czizysss...
Macierzyństwo mnie wypala. Od środka. To zbyt dużo dla mnie. Nie jestem
do tego stworzona. Nie umiem pogodzić wszystkiego, na czym mi zależy, co
bym chciała...
Bo kobiety oprócz pełnienia pięknej roli MAMY, powinny być też momentami egoistkami, bo każdej z nas należy się chwila wytchnienia. Ja Cię całkowicie podziwiam. Podziwiam każdą mamę która ma dwójkę dzieci i funkcjonuje! Naprawdę ordery jakieś się Wam wszystkim należą. Ja przy jednym czasami jestem wypompowana...
OdpowiedzUsuńOddałam Młodego do żłobka. Spotkałam się z krytyką z prawie każdej strony, ale po roku walki o jego sprawność, siedzenia na rehabilitacji, słuchania jego płaczu musiałam się od tego odciąć. Psychicznie nie dawałam rady. Wiem, że pewnie nie jedna moja znajoma krytykuje mnie za plecami, ale to moje dziecko, moja decyzja i przede wszystkim moje życie. Przez ostatni rok oddałam się w 300% dziecku, teraz chce zrobić coś dla siebie, chce pójść do pracy, chce się spełnić. Bo przecież jeśli mama jest szczęśliwa to i dzieci są szczęśliwe :)
O, proszę, nie widziałam tego tekstu... Chyba odniosę się do niego w moim następnym poście, albo jeszcze następnym. Jeśli nie, parę słów tutaj. Ale teraz już nie dam rady nic napisać, bo padam. Dobranoc!
OdpowiedzUsuń