Nie
jestem jakimś tam specjalistą, naukowcem czy testerem... Ale mam już drugie dziecko i przeszłam przez różne
perypetie związane z wyborem różnego rodzaju dziecięcych akcesoriów.
Kiedyś pisałam o tym, jak wybierałam wózek czy łóżeczko. Niby doświadczona po pierwszym dziecku, wiedziałam czego chcę, co mi się podoba, co będzie wygodne...
Niby...
Bo jak życie pokazuje, każde dziecko jest inne i inne
czynniki wtedy wpływają na to co się podoba, co jest wygodne...
Wózek.
Mięliśmy taki, z którego byliśmy zadowoleni bardzo, ale do
pewnego czasu. Bo Zetka szybko rosła i gondola szybko poszła do lamusa, a część spacerowa nie rozkładała się na płasko, ani nie można było posadzić dziecka prosto... Kiszka... Robiąc regularnie badania w drugiej ciąży, lekarz potwierdzał, że i druga dziewucha mała nie będzie. I tu się pomylił... Bo Kudłata urodziła się o ponad pół kg mniej niż podejrzewano, czyli też o pół kg mniej niż Zetka i krótsza od Zetki. Drobinka wyszła :) i nie rośnie tak jak Zetka. Jest prawie
1kg lżejsza i kilka cm krótsza niż Zetka w tym samym czasie.
Zetka już nabierała rubensowskich kształtów ;) No, ale co to ma do wózka?
A no to, że gondola jeszcze by się sprawdzała przez jakiś czas. Na pewno do okresu kiedy Kudłata by podejmowała próby siadania.
Kupiliśmy wózek, który obok tego, którego mieliśmy przy Zetce (quinny speedi) czyli mamy x-landera trójkołowego (x-lander xt). I mimo
tysiąca pozytywnych opinii, mimo że rozkłada się na płasko... Jest nie najlepszy...
Niestety. Chcemy go sprzedać i wrócić do quinny!! Nie wygodne jest
to, o czym nie doczytałam nigdzie, że są osobne "szyny" na
gondolę, osobne na fotelik
samochodowy!!! Więc trzeba mieć dodatkowe elementy przy sobie!!! Mimo, że teoretycznie jest łatwy w złożeniu, to w praktyce nie składa się wygodnie, płasko i...zajmuje jednak więcej miejsca w bagażniku niż quinny. Zauważyliśmy też, że... nieco toporniej się prowadzi.
Wszystko
to mogliśmy zaobserwować w ostatnim tygodniu, bo dopiero teraz zaczęliśmy tak w pełni go wykorzystywać. Wcześniej...przez trzy miesiące
była chusta :) Teraz też jest, ale już nie tak intensywnie używana (ufff, na szczęście, bo plecy można stracić).
Kolejna
sprawa...łóżeczko
Tutaj nie
mieliśmy doświadczenia za dużego, bo w domu mieliśmy łóżeczko, ale stało w ogóle nie używane przy Zetce. Przepraszam, koty tam lubimy spać :)
Zetka przez rok spała
z nami!!! Bo przez taki czas karmiłam ją piersią. I wygodniej mi było w nocy jak spała obok, niż gdzieś tam chodzić , wyciągać siadać, albo kłaść itp.. Nie brałam pod uwagę tego, ze musiałabym się wybudzać.
Tutaj nie
mamy naszego wielkiego wyra! Ale będziemy mieć rodzinne łóżko ;-) Teraz jednak nie mamy.
Zdecydowaliśmy się na malutkie drewniane łóżeczko, które można poszerzyć i doczepić do łóżka rodziców. Ma możliwość zamontowania kółek, które mieliśmy początkowo. Można też zamiast kółek zamontować płozy i robi się kołyskę. Opcja zamkniętej kołyski była aż jeden dzień.
Nie tylko mi było niewygodnie, ale Kudłata płakała w łóżeczku i nie chciała w nim leżeć. Za mało miejsca na pierwsze wywijasy
ruchowe... Czyżby klaustrofobia?? ;) W sumie, po 9 miesiącach w ciasnej, ciemnej, wodnistej dziupli... pewnie też miałam ;)
Teraz
mamy ściągnięte i płozy i koła. Stoi na nóżkach rozszerzona wersja pod ścianą albo w nocy przy naszym łóżku.
Opcja rozszerzenia i połączenia z łóżkiem rodziców jest bardzo wygodna, o czym
przekonałam się w pierwszym miesiącu jako karmiąca mama (że piersią, żeby nie było, że teraz głodzę Kudłatą). Dziecko z nami ale na
swoim i nie musiałam wstawać, wyciągać dziecka itp... Ale teraz jako maluch butelkowy... Równie dobrze mogłaby leżeć w klasycznym łóżeczku. I tak muszę w nocy wstawać żeby przygotować jej mleko i muszę ją nakarmić.
Postanowiliśmy też wymienić to małe łóżeczko na klasyczne, drewniane. Trochę nam zagraci sypialnię, ale Kudłata robi się coraz bardziej ruchliwa, kręcić się zaczyna, więc potrzebuje też przestrzeni. A nie możemy sobie pozwolić na to, żeby Kudłata leżała w łóżeczku bez jednej ścianki...
Podsumowując łóżeczkową rozprawę. Łóżeczko z możliwością doczepienia do łóżka rodziców, kiedy mama karmi piersią, ma sens. Jest bardzo wygodnym wynalazkiem :) Ale przy
dziecku butelkowym i zaczynającym bardziej ekspansywnie
poznawać świat... Robi się niebezpiecznie.
Kolejny
dziecięcy element, z którym nie mieliśmy zbyt wiele do czynienia
przy Zetce, a który jest niezbędny przy Kudłatej... Butelka
Wydawać by się mogło, że butelka, to butelka... Cóż wielkiego. Może nic wielkiego, ale za to ważnego i posiadającego błędy...
Zetki nie
karmiłam butlą. Nie było takiej potrzeby. Cycki mi
pracowały jakbym miała co najmniej bliźniaki karmić. To i Zetka wyglądała jak podwójne dziecko ;) Miałam jedną malutką i jedną średnią butlę, które później używałam do soczków.
Ale były to sporadyczne epizody. Więc i nie miałam za bardzo jak zauważyć plusy i minusy tego sprzętu. Butelki były ładne, jak na mój gust, oczywiście. A że przy Zetce nie zauważyłam żadnych minusów, to podczas zmiany diety u Kudłatej z
cycka na butelki, kupiłam zestaw tej firmy. Tej czyli
Tommee Tippee. Dobrze rozreklamowana firma, nie najtańsza, nie najdroższa. Wydawałoby się, że dobra. Ma wadę!! Dużą wadę!!! A nazywa się S M O C Z K I. Smoczki
podczas jedzenia zatykają się!!! To jest istny koszmar dla maluszka!! Ciągnie tego smoka, ciągnie,a nic nie leci... I to
nie jest problem jednego smoczka!!! Każdy smoczek się zatyka. Przeszłam już z Kudłatą na te od 3 miesiąca, myślałam, ze jak mają większy otwór to nie będzie tego problemu. Ale źle myślałam :/ Problem wciąż istnieje. Niestety!
Rozmawiałam z kilkoma mamami... Dwie z nich też
korzystały z butelek tej firmy. Też miały ten problem. U jednej, to
maluch przestał bardzo szybko w ogóle pić z
butelki, bo takiej awersji do sprzętu dostał!!
Teraz
kupię inne butelki z innymi
smoczkami. Zobaczymy...
Dostałam od mojej mamy dla Zetki,
jak się urodziła, zestaw sterylizator i
butelki, smoczki. Dałam to dalej kuzynce, bo nie
korzystałam. Sterylizator już mam back,więc chyba kupię butelki. Kuzynka nic nie mówiła, że są wadliwe. Wciąż z nich korzysta, to dobry
znak... Przekonamy się!
To takie
moje małe, matczyne spostrzeżenia dotyczące sprzętu około-dziecięcego...
Całą ciążę zastanawiałam się nad takim łóżeczkiem, które można dostawić do łózka rodziców. Ostatecznie nie zdecydowałam się na taki wynalazek, bo dostaliśmy w prezencie normalne drewniane łóżeczko, no to wzięłam ;] I powiem szczerze, że dobrze się stało, gdyż Matiego karmiłam tylko miesiąc, a później on i tak nie chciał z nami spać! W sumie się nie dziwie. Mąż ma jakieś dziwne drgawki przez sen, chrapie...dramat jednym słowem.
OdpowiedzUsuńCo do butelek, również z TT nie byłam zadowolona! przeszłam na Avent i tak już zostało do dziś.
Ej, ale koty nie wzięły łóżeczka za kuwetę, co?? ;p hehe
Haha, na szczęście koty łóżeczko potraktowały jak bardzo przyjemne legowisko, ich legowisko!!! :))
UsuńCo do butelek... Właśnie o Avent mi chodziło :) I dzisiaj zakupiłam jedną butelkę na próbę... Niestety cały dzień mam wykreśleny z życiorysu :( Kudłata prawie nic nie zjadła, nie podoba jej się nowy smoczek. Fakt faktem, że to dwa zupełnie inne rodzaje smoczków. Te od TT są mocno podobne do kobiecej piersi. Kudłata nie wiedziała jak zabrać się za ten z Aventu. I ciumkała tylko samą końcówkę i się denerwowała jeszcze bardziej niż gdy z TT nic nie leciało. Jutro będę dalej próbować, ale dzisiaj na noc poszła spać dopiero po wypiciu mleka z TT :/
Ponoć dobre też są butelki NUK. No i cena mniejsza niż TT i Avent, bo te firmy się cenią za samą nazwę :) Choć znów kupować nową, to też bez sensu. Sama wiem po sobie, że łatwo jest kupować różne rzeczy na próbę, a potem nie miałam gdzie tego trzymać. Dodatkowo mąż się wydzierał, że kasa na marne wydana! taaaa, bo jak on kupuje piwo co wieczór, to jest dobrze i kasa spożytkowana prawidłowo (!!!!)
UsuńTrzymam kciuki, aby córeczka ogarnęła butelki Avent ;]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń