Czas dość szybko leci, ale nie na tyle,
na ile bym chciała...
A chciałabym
już
lato 2014- conajmniej! Ze względu na mniej problemów nocnych z Kudłatą i zazdrosną Zetką.
W domu
doszło
już do
tego, że
mocno przyjęło
się w
moim języku
sformułowanie
"bo będę kolejną matką Madzi"... Jak nikt, Kudłata potrafi doprowadzić mnie do masakrycznych myśli!!! Aż czasem, wstyd się przyznać, ale tak jest, żałuję, że Zetką nie została jedynaczką!!!! Przy Kudłatej moje myśli wyglądają mniej więcej tak: " czy jak grałam w koszykówkę, to teraz też np. z balkonu do kosza na śmieci trafię...." lub " nie mam
siły,
nie mam cierpliwości
i nie mam ochoty być matką..." Wiem, to straszne, wręcz tragiczne. Ale tak jest,
tak bywa zwłaszcza
jak np. od 17:30 do 21 próbuję uśpić Kudłatą, która już i tak nie śpi od 15... Serce nie mięknie, nawet wtedy gdy między pojękiwaniem z niezadowolenia a
wyciem z totalnej złośliwości, na chwilę pojawi sie uśmiech na twarzy dzieciaka. Agresja we mnie rośnie zwłaszcza gdy słyszę Zetkę, że chce to lub to, że sie nudzi... A ja jak baran
muszę męczyć sie z bachorem...
Ale
poranki są
jak z sielanki... I to jest dobijające! Bo nie wiedzieć czemu, wieczory są totalnym przeciwieństwem. Rano Kudłata jest wręcz zadowolona z życia. Chichra się, jest spokojna, całkiem dużo czasu potrafi samodzielnie w CISZY przeleżeć na leżaczku. Zetka jest jak kochana
duża
siostra. I zabawi Kudłatą i pogada z nią i pogłaszcze. Sama już sobą się zajmie- a raczej wyskoczy na dwór molestować kotka, albo obejrzy porcję bajek w tv...
Martwi
mnie to, że
jestem słomiana
i nie wiadomo do kiedy... A nie ukrywam, że nie jest to łatwy survival z dwójką małych chochlików. Strasznie żałuję, że nie mogłam wyjechać razem z Nim. Nie dość, że dziewczynki nie będą zaszczepione jak należy, to ja nie mam możliwości się podwiązać :/ Co dla mnie jest obecnie priorytetem i największym marzeniem życiowym!!! Chwilowo biorę tabletki, ale z tym jest tak,
że wieczory są tak koszmarne, że wiecznie o nich zapominam i
biorę
wtedy kiedy sobie przypomnę :/ Więc jestem zmuszona do poszukiwań lepszego, czyli
skuteczniejszego sposobu rozwiązania ewentualnego problemu. Męża nie ma a ja tu o
antykoncepcji... Prawda jest taka, że nawet mój kochany mąż zaczął zastanawiać sie nad wazektomią... Tak daje się we znaki Kudłata, nawet tym, którzy bardziej niż ja byli pro-rodzinni :)) Jednak wazektomia to nie takie łatwe i szybkie zadanie do
wykonania. Zwłaszcza
biorąc
pod uwagę
intensywność
Jego pracy.
Dlatego...Jak
by nie było
antykoncepcja to znów problem kobiety... Facet może bzykać kiedy chce i ile chce, bez
konieczności
zatrzymania się w przypadku pojawienia się ewentualnego potomka. Kobieta nie dość, że przez 9 miesięcy musi prowadzić oszczędny, zdrowy i co tam jeszcze
powymyślają lekarze, tryb życia, to po tych 9miesiacach
nie może
znów żyć jakby nigdy nic... Pozostaje
z tym małych,
niedoskonałym,
totalnie uzależnionym
od innych człowieczkiem.
I musi myśleć o tym, żeby nie było takich prywatnych człowieczków od razu całe przedszkole...
Moje rozważania odnośnie antykoncepcji dotyczą przede wszystkim dwóch metod. Zastrzyków antykoncepcyjnych i wkładki, dalej zwaną spiralą. Zastrzyki są tańsze niż moje obecne tabletki!!!! A
działają przez 3 miesiące. Po ich odstawieniu antydzieckowe działanie może trwać nawet jeszcze przez 10 miesięcy!! Good :) for me that's not
problem :) W razie pojawienia sie w Anglii, mogłabym od razu zabrać się za
"sznurowanie" niechcianych elementów. Są tylko dwa minusy... Jeden bym
przeżyła jakoś- IGŁA co 3miesiące. Drugi minus to to, że przy zastrzykach jest duuuuuże prawdopodobieństwo przygarnięcia kilku kg do siebie. A tego
to ja w ogóle
nie chcę.
Mam takich niechcianych pasażerów 10 od czasu pierwszego zaciążenia! A obiecałam sobie, że na jesień wrócę do formy, która pozwoli mi chodzić w moich ulubionych rurkach. Dobrze, że swojego postanowienia nie
sprecyzowałam
do konkretnej jesieni ;-) Druga opcja to wspomniana spiralka. Tylko w tej opcji
jest więcej
ALE :/ Po pierwsze w Polsce, ten rodzaj antydzieckowego zabezpieczenia
jest...subtelnie mówiąc, NIEtani! Może sięgać do 1tyś zł!!!!!???!!! A nie uśmiecha mi sie wywalanie takiej kasy na chwilę aż wyląduje w Anglii i spełnie swoje marzenie. Kolejny
minus to to, że
jakby nie było
to jest ciało
obce!!! Niezależnie
od tego z jakiego szlachetnego żelastwa. Żelastwo to żelastwo. Nie wiem, jak je zniese w sobie... Główny plus tej metody, to długość działania! I chyba tyle...
Mam
jeszcze miesiąc
na podjęcie
decyzji. Do tego czasu, raczej nic się nie zmieni i nie znajdę się w upragnionej Anglii :(
Za miesiąc pójdę do ginekologa i powiem
"rubta co chceta, ale ja nie chcę pamiętać o tabletkach i nie chcę stresować się ewentualną wpadką" ;) A na serio, to sama
podejmę
decyzję.
Chyba... ;)
Moim komentarzem i może alternatywą dla Twoich pomysłów na inne rozwiązanie http://www.npr.org.pl/
OdpowiedzUsuńWiem może odrzucić na początek, bo gdzieś pojawi się "katolickie", ale tu nie chodzi o to by wiedzieć kiedy można - by mieć dzieci, ale kiedy tego nie robić by się ich nie chce :) Antykoncepcja naturalna, bez żadnych skutków ubocznych - na pewno nie wpadną dodatkowe kilogramy - ale to jest tylko dodatkowa opcja do zapoznania :)
Aha, aby nie było... strona jest pierwsza lepsza i może nie najbardziej doskonała, ale chodzi o metody NPR (zaangażowanie leży po obu stronach facet i kobieta) :)
OdpowiedzUsuńWaldi, tutaj już nie chodzi o to czy trąca katolicyzmem czy nie, tu chodzi o zbyt wielkie ryzyko wpadki...Na które nie chcę się narazić! Wad jest o wiele więcej niż zalet- jeśli chodzi o nie robienie sobie dziecka! Jestem też w grupie dziewczyn, przy której ta metoda w ogóle nie zda egzaminu.
Usuń1' Wiecznie zapominam o tabletkach, a co dopiero stresować się i prowadzić dzienniczki, przyglądać się, obliczać... To na początek już za dużo dla mnie! :)
2' Podróże, zmiany klimatu, otoczenia... to wpływa negatywnie.
3' STRES... nie ukrywajmy, że jestem osobą o chronicznym stresie... A stres jest czynnikiem bardzo łamiącym tą metodę.
I wiesz, ta metoda ma też inną nazwę... naturalne planowanie dziecka... A u mnie chodzi o zamknięcie jakichkolwiek wzmianek dotyczących dziecka... :)
Tak ma wady. Nie mówię, że nie, bo w sumie każdy sposób ma wady. Czy tabletki, jak piszesz zastrzyki, czy inne. A co do nazwy to ok. naturalne planowanie rodziny, ale ostatnio słyszeliśmy wypowiedź, że w tej metodzie chodzi też o to, że to Ty wiesz kiedy możesz a kiedy nie i jeśli nie chcesz mieć dzieci to po prostu wiesz kiedy nie możesz współżyć. Tak podstawowym problemem jest regularność i zaangażowanie dwóch osób, to przynajmniej widać na każdym portalu temu poświęconemu, że to musi być rano z maksymalnym codziennym rozbiegiem do 1,5 h, przed wstaniem z łóżka... ale w sumie jest to możliwe i bądź co bądź nie faszerujesz się lekami hormonalnymi, zastrzykami, czy nie musisz przejść zabiegu... :) Ale tu działają, tak jak mówisz i piszesz czynniki naturalne... tu potrzeba samo zaparcia... tak mi się wydaje...
OdpowiedzUsuńWaldi, zgadzam się z Tobą w 100% że do stosowania tej metody trzeba mieć baaaaardzo dużo samozaparcia. Jeśli ktoś ma ku temu warunki i zgadza się, że może być ewentualne dziecko... Proszę bardzo. Tym bardziej, że jak zauważyłeś, największą zaletą jest to, że kobieta niczym się nie faszeruje.
UsuńAle ja nie mam głowy nawet do pamiętania o połknięciu tabletki, a co dopiero o prowadzeniu badań naukowych i notatek na temat swojego ciała ;-) Szukam metody, która nie będzie mi zaprzątać głowy takim stresem. A w związku z tym, jestem skłonna połknąć/wciągnąć/dać sobie zaaplikować, wszystko co w miarę bez większych ubocznych skutków, i bez używania zbyt często mojej pamięci ;-) , co wstrzyma moją płodność.