Jakoś aura sprzyja choinkowym świętom ;) Niby koniec marca, a wciąż
śnieg mróz, a na wieszakach zimowe kurtki. Niestety :/ Nawet dzieciaki
nie bardzo wiedzą już jakie święta nadchodzą ;)
Lubię zimę. A raczej lubiłam! Ta zima dała mi ostro popalić. Choroby
dziewczynek, moje zdrowotne problemy i depresja. Idące za tym wszystkim
zniechęcenie, niemoc, bezsilność, zmęczenie i co gorsze zgnuśnienie.
Normalnie tego nie robię. Jakoś nie czuję potrzeby i nie bardzo wierzę,
że jak coś się akurat wtedy postanowi, to zadziała... Jak coś mam zrobić to zabieram się za to od razu, a nie od...
Teraz jednak mam
pewne postanowienie na najbliższy czas i oby postanowienie to weszło nam
w krew!!
Chodzi o to, że w dobie XXI wieku... W okresie niekończącej się zimy...
Chodzi o czas! Wszystko gna. Wszystko jest szybkie, na chwilę, na zaraz,
na tu i teraz i nara... Niby takie jest życie i strasznie je
krytykujemy, a jednak nas pochłonęło. Poddaliśmy się mu.
Sama nie zauważyłam kiedy i jak bardzo.
Nie! Skłamałam. Zauważyłam już jakiś czas temu. Zaczęłam się pilnować.
Choć wciąż za mało. On długo tego nie widział. Wczoraj oboje
powiedzieliśmy temu dość!
A chodzi o...wszędobylski internet! Jest już wszędzie. W telefonie, w
tablecie, w laptopie nawet w tv... To makabryczny, bezsensowny,
bezproduktywny, w większości przypadków, pożeracz naszego cennego czasu. Czasu,
który moglibyśmy poświęcić sobie, dzieciom, znajomym...
Nie chcę, żebyście myśleli, że nagle stwierdzam, że internet to zło. Bo
tak nie jest. Dzięki temu wynalazkowi mam kontakt z rodziną i znajomymi.
Mogę pisać otwarcie co mi leży na wątrobie. Choć może akurat niektórym
może to i nie bardzo się podoba? ;)
Trzeba tylko pamiętać, że internet jest dla nas, a nie my dla internetu!
Daliśmy sobie "po pysku". Na otrzeźwienie, na wyrwanie z tego zimowego,
chorowitego marazmu. Powiedzieliśmy sobie STOP!! Idzie wiosna. A jak nie
idzie za oknem, to u nas przynajmniej zaczynają się wiosenne porządki.
Ciężko jest. Jak cholera!! Mi trudniej przez obecne garściami łykane,
tabletki, które mnie przymulają i usypiają... :/ Ale chowamy znudzenie,
bezczynność, zniechęcenie i uzależnienie do najgłębszych szaf! Nie!
Wrzucamy do czarnych worów i wywalamy w pizdu... ;)
Wiecie, że tej zimy ani razu nie byliśmy z Zetką na basenie?!? Na łyżwach?!?
Nigdzie nie byliśmy! Mam GIGANTYCZNE wyrzuty sumienia względem Zetki.
Jak tylko mogę to chcę spać!! Choć może od kilku dni staram się wkładać
głowę pod zimny prysznic, żeby być bardziej "kontaktowa".
Weekendy spędzamy w domu! Albo robimy, jakże przeze mnie już od jakiegoś
czasu znienawidzone, spacerki po jakimś centrum handlowym. Na samą myśl o takim miejscu dostaję już nerwa...
Kilka razy
planowałam zabrać Zetkę do kina czy teatru. To albo Kudłata była
"nie teges" albo ja po Kudłatych przygodach padałam, albo łeb mi pękał,
albo sama Zetka była smarkata i tak w kółko. Nawet my, On i ja chyba
tylko ze dwa razy wyszliśmy razem.
Spędzamy wieczory jak stare, zgorzkniałe małżeństwo. Na kanapie przed
tv, którego i tak nie oglądamy, z iPadem czy laptopem na kolanach. A to
gierka; a to lodówka otwierana co 5min, żeby przekonać się, że i tak nic
się nie zmieniło, tzn. Facebook; a to poczta; a to wirtualne spacery po
sklepach... Niby razem...a każdy osobno. A kiedyś? Kartony z grami
kurzą się i pamiętają lepsze czasy! Scrabble, Rummikub, karty, kości... To
tylko takie podstawowe nasze gry. Od dawna nie ruszane!
Wyrzuty sumienia biją mnie, jak widzę, jak Zetka tęskni i płacze po każdym
wyjściu Niani. Dziewczyna jest niesamowita! Siedzi non stop z Zetką i
zajmują się tylko sobą. A ja? Siedzę z Zetką, od jakiś kilku miesięcy
nie zabieram do jej pokoju żadnego urządzenia z dostępem do internetu!
To był mój pierwszy krok ku kontroli mojego czasu! No i tak siedzę z
Zetką, bawię się z nią, gramy, układamy, budujemy, tańczymy, czytamy...
Ale między tym wszystkim wyrywam czas, a to na gotowanie, sprzątanie,
kupowanie i Kudłaczenie... I wyłażą wyrzuty sumienia, że nie umiem, nie
mam siły, nie mam czasu...żeby poświęcić się Zetce tak jak kiedyś, tak jak Niania.
Że nawet jak jesteśmy wszyscy w weekend razem, to ten czas gdzieś nam
bezproduktywnie ucieka... Gdzieś są plany, które wciąż biorą w łeb... :/
A najgorsze jest to, że na zabawę internetową jest zawsze czas. A tu
kilka minut, tam tylko się zajrzy, tam kliknie, jeszcze gdzieś napisze,
wypisze, odpisze czy dopisze... I tak czas tylko tyk-tyk-tyka... I
znika...
Mam wyrzuty sumienia, że teraz gdy On na siłowni, dziewczynki śpią, a ja
siedzę i to piszę. Zamiast np zrobić teraz obiad na jutro i mieć więcej
czasu dla dziewczynek, dla Zetki.
Moim "noworocznym" postanowieniem jest wyrwanie się z macek internetu,
spędzanie czasu bardziej realnie z Nim- tu i teraz, a nie tu ale w
necie! Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę, żeby mieć więcej czasu dla
Zetki- tak tylko dla niej, bez wiecznego "poczekaj teraz, bo muszę..."
Da się? Czy ja mam wygórowane wymagania? Czy ta ciemność za oknem
przyciemnia mój punkt widzenia? Bo mam wrażenie, że nie bardzo radzę
sobie w roli podwójnej matki...
P.S.1 Kudłata = jedzenie bezglutenowe i uczulenie na krowie mleko... Nie
wiem jak to ugryźć :/ Wiem tylko, że czeka nas jeszcze nie jedna
wyprawa do alergologa. I matka wariatka musi naumić się
obsługi takiego wymagającego inaczej dziecka ;)
P.S.2 Kudłata ma 9 miesięcy od 3 dni; od tygodnia sama wstaje, a od
wczoraj... Sama chodzi przy chodziku lub trzymając się za nasze palce!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz