czwartek, 2 sierpnia 2012

Sprzedam/ oddam/ nie zamienię

Kudłata jest z nami już ciut ponad miesiąc. A tyle się działo...

Prawdą jest, że i każda ciąża i każde dziecko jest zupełnie inne.


Dzieci uśmiechnięte, śpiące może i są słodkie. Ale tylko pod warunkiem, że są na zdjęciach, nie są moje i nie są w moim otoczeniu. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy mówią, że takie najmniejsze dzieci są najkochańsze. Albo są już tak starzy, że nie pamiętają tego okresu przy swoich dzieciach, albo nigdy nie mieli dzieci. Najkochańsze, jeśli już jesteśmy ich posiadaczami, są te, które przesypiają całą noc i potrafią powiedzieć co jest im potrzebne do szczęścia.


Odkąd pamiętam miłością do dzieci nie grzeszyłam. Nie było w moich marzeniach na nie ani chęci ani miejsca. Płacz dziecka działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Po prostu totalnie jestem wyprowadzona z równowagi. Jedynie głód i niewyspanie wywołują podobną reakcję. Kiedyś ktoś mi powiedział, że jak będę miała swoje dzieci to mi to przejdzie... Taaa... Skumulowało się wszystko w jednym czasie :/


Kudłata to idealny przykład maminej terrorystki... Mama i tylko mama jest najważniejsza. Fajnie? O nie! Nie dla mnie!!!


Od kilku dni dużo siedzę na necie w poszukiwaniu jak najwięcej informacji dotyczącej...matek drugiej kategorii. Tak, właśnie drugiej kategorii. Biorąc pod uwagę większość wypowiedzi, niechybnie można się poczuć jak ta gorsza matka.

No cóż. Trudno, nie trudno. Stało się tak jak jest i nic nie poradzę. Jestem matką drugiej kategorii, ponieważ śmiem wciskać Kudłatej śmieciowe żarcie (zapożyczone z wypowiedzi na pewnym forum, pewnej spełnionej, idealnej matki). Przyznaję się publicznie, choć bez grama wstydu (i tu znów by się posypały liczne potępiające wypowiedzi), że karmię Kudłatą już butlą ze sztucznym mlekiem!!! Zetkę karmiłam piersią 13 miesięcy, Kudłatą- 1 miesiąc. A wszystko przez to, że moje nie najwłaściwsze zdrowie i leki jakie przyjmuję wpływały bardzo źle na jakość mojego mleka. Nim doszliśmy do tego wniosku było trochę perturbacji. To było istne piekło. Początkowo podejrzana była Kudłata o refluksy, nieprawidłową pracę niektórych narządów pokarmowych... A okazało się, że to wina tkwi we mnie. Teraz nie mam stresu, że się udusi własnymi wymiocinami (bo po każdym nawet małym "cycku" leciało jej i nosem i buzią). No i zaczęła nabierać ciałka. Ale jakby nie było w polskim matkowym społeczeństwie wciąż tkwi przekonanie, że mleko sztuczne to jak jakaś zaraza.
Nie dość, że karmię butlą, to jeszcze zakupiłam smoczki, które Kudłata pierwszego dnia ciągnęła jak stary nałogowiec. Po czym... ku mej rozpaczy z jednej i radości z drugiej, od drugiego dnia...wymiotuje jak tylko zassa smoczek!...
Powiem tak... Owszem z jednej strony przykro mi, że Kudłata tak krótko była na cycku, kiedy Zetka miała aż tak długo. Ale z drugiej strony... Jestem bardzo zadowolona!! Mogę rozkoszować się wszelkimi smakami sezonowymi bez ograniczeń i stresów o wzdęcia, kolki, uczulenia... :) Mogę jeść i pić na co tylko przyjdzie mi ochota! I pić całe morza kawy, bez której już dawno leżałabym trupem...
Może ktoś podzieli się ze mną działką amfy? ;-))

Dzisiaj mam kryzys. Mam dość. Wszystkich i wszystkiego. A najbardziej bycia matką!!! Jestem w takim rewelacyjnym stanie psychiczno-fizycznym, że obawiam się, że mogę stać się kolejną sensacją z serii "mama Magdalenki"...

Mam dość pobudki o 3 i tulenia, kołysania, karmienia, uspokajania aż do 5!!!!! Kolejnej pobudki o 8... Kudłata wstała dzisiaj o 8:20 i do 9 było znośnie, jak zwykle. Ot, rutyna- zmiana pieluchy, butla, chwila leżenia i podziwiania sufitu. Żeby samemu nie zasnąć, ja w tym czasie MUSZĘ wyrywać dupsko z łóżka. A Kudłata wpada w tradycyjny szał! WYJE!! Wystarczy, że wezmę ją na ręce- guzik z wyciem od razu się wyłącza. Dzisiaj postanowiłam nie dać się! Zaplanowałam umyć włosy. Kudłata wyła. Zamknęłam drzwi do jej pokoju i do łazienki. Żeby jak najbardziej stłumić jej wycie. Jak nigdy, głowę myłam bardzo dokładnie, powoli z masażem. Prysznic dość skutecznie wyciszał Kudłatą. Później włosy, tez jak nigdy, suszyłam suszarką. Do ostatniego włoska. W łazience spędziłam z 15min... A Kudłata, niestrudzona, wciąż wyła!!! :( Ze złości i bezsilności aż ciekną mi łzy!!! Ze złości na siebie, że pozwalam jej tak płakać i ze złości na nią, że nie mając prawdziwego powodu ku temu, tak wyje!!!
Mam dość. Bo nie dość, że nie wysypiam się, to jestem głodna. A ostatnio, mimo ze wstaje o 8, śniadanie zaczynam około południa. Mam dość, bo mój mąż nie pomaga mi... Nie potrafi nawet, po przygotowaniu kolacji, schować, nie wspominając o umyciu, noża do zlewu, o wytarciu blatu. Bo Jemu to nie przeszkadza. Pewnie, bo Go większość dnia w domu nie ma. To co ma przeszkadzać?...A ja słuchając tej pieprzonej syreny, nim cokolwiek zjem, zaczynam od sprzątania! Mój kochany mąż jest zmęczony po pracy!!! Tylko, że on sam mówi, ze praca bardzo mu się podoba. Lubi robić to co robi. Malo tego! Dostaje za to godziwe wynagrodzenie!! Ale, kurwa!!! Ja tez jestem zmęczona, głodna i chronicznie niewyspana! Ja nienawidzę jeszcze bardziej niż kiedykolwiek roli matki, nienawidzę wszelkich okolo-niemowlęcych obowiązków. A muszę być w stanie wykonywać to przez 24h/dobę i jeszcze nikt mi za to nie płaci, nie pomaga i nie motywuje! Co najwyżej zbliżam siś wielkimi krokami do chęci wiecznego odpoczynku!!! Też bym chciała tylko 8 godzin pracować, czasem 10 czy nawet 13. Ale potem mieć czas na odpoczynek, na swoje przyjemności.
Kupiłam sobie książkę. Już drugi tydzień jest tylko przekładana z kąta w kąt, bo nie mam kiedy, a jak jest czas, to padam na ryj ze zmęczenia.
Byłam tydzień sama z dziewczynkami na wsi!!! Ten tydzień wykończył mnie psychicznie!!! Wtedy zaczęły się przemiany cyckowo-butelkowe. Nie wspominając o GIGANTYCZNYCH wyrzutach sumienia względem Zetki. Nie miałam sił, a przez to nawet ochoty na zabawę z Zetką. Tym bardziej, że wszczepiona we mnie była ciągle Kudłata. Aż sama sobie się dziwie, ze przez ten czas, udawało mi się przygotować jakieś posiłki...
Wystarczy, że przełożę Kudłatą (niby śpiącą- ale chyba sypia jak kot- bardziej czuwa niż śpi) z chusty do wózka, czy do łóżeczka. Gdziekolwiek, ale z "dala" ode mnie, zaczyna się wycie...

I takie wycie jest moją poranną muzyką...
A mój kochany mąż?... Ciężko pracował w pracy i miał tysiące wolnego czasu dla siebie! A to spotkanie z kumplem na mieście, a to wieczorne gry na xbox. Wracamy do domu...A w domu syf!!! Łazienka od kiedy przed wyjazdem ją umyłam, tak została nietknięta. Kurze? Tylko wokół tv może były wytarte. Podłoga w całym domu nie dość, ze zakurzona to jeszcze się lepi. Nie wspominając o blacie ławy w dużym pokoju. Nic nie posprzątał!!! Nawet śmieci nie zabierze rano, czy choćby po pracy- to przecież zajmuje 2 minuty. Kurwa! Nic! Bo jest zmęczony i jakiś taki... A ja, kurwa, wyciągam amfetaminę i tworzę zespół muzyczny hardcore z wyjącą Kudłatą jako pierwszą solistką!!! Muszę pamiętać o praniu, prasowaniu, gotowaniu, sprzątaniu i odkurzaniu. Nie wspominając o  odjęciu 1,5 godziny na wyprawę po Zetkę do przedszkola!!! A wszystko to przy 30stopniowym skwarze, z Kudłatą przyklejoną do mnie. Chciałam zacząć ćwiczyć, żeby jak najszybciej zgubić pozostałości ciążowe. Ale w ciągu dnia mam Kudłatą w chuście, a wieczorami... Muszę ogarnąć chociaż trochę, żebyśmy nie zaczęli zachodzić pleśnią. Po czym jestem już tak wykończona, że padam na kanapę i pusto patrzę w tv. I jeszcze usłyszę "Czy nie chciałoby mi się wypracować tych spodni?" Kurwa mać!!! O niczym innym nie marzę!!! Inne pary spodni są gotowe do ubrania, a ja ledwo stojąc CHCIAŁABYM wyprasować tą właśnie parę spodni!

Wiedziałam, że każde dziecko jest inne. Dlatego bardzo się bałam..l słusznie! Już tęskno mi tylko za czasami jak byliśmy tylko z Zetką!! To zbój, ale kochany i taki samodzielny. I spać można było normalnie i siły były na zabawy i w domu czysto.

I ogarnia mnie złość, że już porównuję i już mam ocenione dziewczynki na lepszą i gorszą. A tak strasznie tego nie chciałam. Jestem nie dość, że matką drugiej kategorii, to jeszcze niesprawiedliwą, kategoryzującą...
Chyba czas na kolejną porcję melisy. I kawy! A jak ktoś chce wspomóc mnie charytatywnie to będę wdzięczna za jakieś dopalacze w prezencie. Może wtedy uda mi się przetrwać ten okres... Może...

1 komentarz:

  1. czytam i uśmiecham się pod nosem. też czasami mam wrażenie, że jestem matką drugiej kategorii...z różnych powodów, między innymi dlatego, że daję się wypłakać mojemu dziecku :) Trzymam za Ciebie kciuki. Oby kryzys trwał krótko. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń