niedziela, 15 kwietnia 2012

codzienność męsko-damska

Czasami mam ochotę wstać i puścić totalną wiązanką "budowlańców" na wszystko i na wszystkich... Kląć, wyzywać i potem beczeć...z bezsilności...z przemęczenia...
Nie wszędzie jednak można tak. Żyjemy w tak obłudnych czasach, że emocjami można dzielić się ze wszystkimi...ale tylko dobrymi! Dobrymi ocenami, pozytywnymi myślami, pełnym energii podejściem do życia, pełnej i bezgranicznej miłości do każdego...
Jak ktoś coś odczuwa negatywnie do ogólnie przyjętych "norm" jest gorszy, zły, niedobry... Dziwny. Głupi. Nie zna się.
Więc znów będę tą dziwną, głupią, nie znającą się na "ogólnej dobroci świata" nikczemną zołzą.
Nie jestem cyborgiem zaprogramowanym na "wieczny amerykański uśmiech" i z siłą kilku "Arnoldków" pokonującym trudy dnia codziennego!!! I już zaczynam... Wielu powie, jakie trudy dnia codziennego?!? O czym ona pieprzy?!? Mąż pracuje, dziecko jest w przedszkolu, a jak nie jest to przecież nie takie straszne te trudy... Od lat kobieta zajmuje się domem. To jej obowiązek, jej prawo i jej miłość...
Taaa, k...a!!! Niestety jest jeszcze wielu debili ( oczywiście w moim odczuciu, bo dla większości to pewnie ja jestem tą debilką), którzy uważają, że kobieta w domu to "odwieczne prawo". Tak jest było i ma pozostać. Przecież to praca mężczyzny jest najważniejszym, najbardziej męczącym i najbardziej stresującym zajęciem w dorosłym życiu. Co taka niepracująca kobieta może na ten tema wiedzieć?!?
A ja odwrócę "kota ogonem". Co taki przeciętny facet może wiedzieć o takim sielskim, rodzinnym, nic nie robiącym zajmowaniu się domem przez kobietę?!?
Nie mam zamiaru tu nikogo wytykać palcami. Nie o to mi chodzi. Nie uderzam też w Niego- bo może i komuś coś takiego wpaść do głowy. Owszem zdarza Mu się być "typowym facetem". Ale komu nie zdarza się to czy tamto?
Nie wiem czy to z przemęczenia Zetkowej, niekończącej się przedszkolnej choroby, czy to ze względu ogólnie bardzo kiepskiego samopoczucia w tej ciąży (po raz kolejny zapewniam, że to ostatnia taka głupia przygoda z mojej strony), czy to po prostu wszystko na raz się nawarstwia...
Mam k...a dość!!!! Dzisiaj pękła struna. Czara goryczy znów się przelała itp itd...
Nie wyspałam się. Już nie wiem kiedy tak od przyłożenia głowy do poduszki do otworzenia oczu w tym samym łóżku na tej samej poduszce, jakieś min 8 godzin później, obudziłam się. Tak, można się śmiać. Czego ta głupia pieprzy!?! 8 godzin?!? W głowie się poprzewracało!! Kto tyle śpi??? No właśnie nie wiem kto ile śpi. I nie obchodzi mnie to!!! Ja, aby całkowicie naładować cyborga na dobre samopoczucie i siły do egzystencji potrzebuję długiego, ciągłego, niczym!!!!! (ani Zetki stękaniem, ani Jego zachciewajkami) nieprzerwanego snu! Niby nic trudnego! A jednak... Jedno z niewielu "malutkich" ale niespełniających się marzeń!!! Moich marzeń. Pisałam o tym, że najchętniej trzasnęłabym drzwiami i uciekła. To moje marzenie- takie większe. Móc zapakować plecak/torbę, czy co tam znalazłoby się pod ręką i wyjechać gdzieś SAMA - bez Zetki, bez Niego, bez nikogo z bliskiej i dalszej rodziny, gdzieś choćby na 2-3 dni!!! Kłaść się spać od razu jak poczuję się zmęczona, śpiąca. Wstawać niczym niezbudzona. W łóżku byczyć się aż do znudzenia. Poczytać książkę, wyjść na spacer, spokojnie wypić kawę w kawiarni... Czy to czysto egoistyczne marzenie? Może... Ale nie zawsze chyba trzeba marzyć z innymi. Czy na spełnienie tego marzenia "nic nie robiąca" kobieta domowa może sobie pozwolić dopiero gdy dzieci będą samowystarczalne?!? ...
Jestem zmęczona, bo ta "kobieta domowa nic nie robiąca", właśnie nic nie robi przez 24h/dobę. Musi wstawać z dzieckiem do przedszkola, a jak nie do przedszkola, to dziecko i tak wcześniej wstaje; musi zrobić dziecku, a wtedy już za jednym razem i sobie śniadanie; mycie, ubieranie, sprzątanie, gotowanie, pranie i w kółko zabawianie dziecka...  Jak Zetka jest w domu, jedynym momentem na prawdziwe NIC NIE ROBIENIE jest sytuacja kiblowa- Zetka siedzi na kibelku to ja opadam na ściankę wanny i odpoczywam. To "nic nie robienie" trwa całą dobę- nocne wstawania i migracje łóżkowe do budzącej się i jęczącej Zetki. Bo przecież, to jest dość logiczne i zrozumiałe, że nie będę Jego budzić, żeby poszedł do niej, jak i tak wcześnie wstaje do pracy.

Facet- pracuje. W zależności gdzie i w jakim systemie, budzi się, wychodzi do pracy, wraca i jest wykończony iluśtam godzinową pracą. Wraca do domu. Odpoczywa. Nie zawsze ma siły żeby od razu bawić się z stęsknionym dzieckiem. Rozumiem to. Też nie mam siły po kilku godzinach "nic nie robienia" na kolejne zabawy. Drażni mnie tylko to, że facet ma codzienne prawo do odpoczynku- bo pracuje, stresuje się, ZARABIA!!! 
A kobieta nie ma codziennego prawa do odpoczynku od "nic nie robienia". Ona dalej "nic nie robi" podając obiad, zajmując się dzieckiem, żeby tatuś mógł odpocząć. Jeszcze było by dobrze gdyby była codziennie z kusicielskim uśmiechem i d...gotową do wzięcia!!!
Facet- wyjeżdża rzadziej lub częściej służbowo, a jak nie służbowo, to po prostu wyjeżdża z kumplami - na dzień, na noc, na tydzień. I wtedy ma całkowity reset tego co "nic się nie robi" w domu. Odpoczywa... Kobieta wciąż jest w domu i "nic nie robi".
Taaa, jasne... Nic nie robi?!? A kto marudzi? Zrzędzi? I nie ma siły?
Facet to przedziwny cyborg.  Niby po pracy taki zmęczony, zestresowany. Nie ma siły aby pobawić się z dzieckiem. Tak aktywnie pobawić, a nie podać gry na tel, czy włączyć tv z bajkami...Nie ma siły na to czy tamto. Ale na seks zawsze ma siły. To podobno facetów odpręża, odpoczywają, nabierają tej "pozytywnej" energii - ale do czego? dla kogo? Skoro po seksie jeszcze bardzie opadają - dosłownie i w przenośni. Im opada i im opadają (resztki) sił na cokolwiek innego.
Bardzo, bardzo bym chciała zamienić się rolami!!! Mogłabym korzystać z wszelkich praw "ciężko pracującego, zarabiającego" faceta. Niech faceci "nic nie robią" w domu, są w ciąży i mają siły, tzn muszą mieć siły - na wszystko. Ciekawe jakby panowie zdali taki egzamin... Chociaż przez tydzień...
Żyjemy w tak głupich czasach!!! Gdzie niby już równouprawnienie, już nowoczesne podejście do życia...Ale to wszystko jest wciąż jeszcze strasznie mocno przyćmione stereotypami - kobiety mogą pracować, ale w duuuużej mierze za mniejsze pieniądze, są wg pracodawców gorszym materiałem na pracownika- bo ewentualna ciąża, bo opieka nad chorym dzieckiem, bo... Znajdują tysiące powodów aby zamiast kobiety na stanowisku był facet, a jak ma być kobieta to za mniejsze pieniądze.

Kto tak na prawdę jest słabą płcią? My, kobiety?... Bo się nie bijemy? Bo nie prowadzimy wojen? Bo nie "pakujemy" na siłkach, żeby nawet fizycznie upodabniać się do cyborgów? To jest wyznacznikiem siły?!?

Czy to, że musimy mieć siły na WSZYSTKO, na całą otoczkę dnia powszedniego?!? Dzieci, dom, mąż, choroby, opieka, ciąża i poród?!?
Śmieszy mnie, kiedy słyszę czy czytam wypowiedzi facetów, że kobiety mają mniejszy próg bólu... Czy faceci wiedzą chociaż np co to jest poród? Taki naturalnymi drogami, ale np z komplikacjami, które "załatwia" się od ręki, na żywca?!?.. Co to jest ból ciętego "intymnego miejsca"? Niemoc załatwiania kiblowych spraw (nie wspominając o sprawach łóżkowych) bo wszystko szczypie, rwie i boli...

Właśnie się obudziłam. Po raz drugi dzisiaj. Nie mogę się skarżyć na Niego, bo sam zagnał mnie do łóżka, zajmuje się Zetką. Jak wcześniej pisałam, nie jest typowym facetem. Jakby był...nie byłabym z Nim. Ja bym nie wytrzymała z szowinistyczną świnią pod jednym dachem. A i podejrzewam, że taki typ nie wytrzymałby ze mną... Mogłoby dochodzić do wyjaśniania swoich racji rękoczynami...

Ale... Nie, że jest mi źle czy coś. Wstałam. Patrzę na zegarek i mam wyrzuty sumienia- nic na obiad!?!... Mózg włączył już tryb kobiety "nic nie robiącej" i poci się nad wymyśleniem smacznego, ale szybkiego obiadu. Zatem kończę i wracam do "nic nie robienia"...

2 komentarze: