I jeszcze jeden i jeszcze raz...
Nie tak łatwo zniechęcić mnie do czegoś. Tym trudniej im bardziej mi na czymś zależy, coś mi się podoba! :)
Kilka dni po ukropnym wypadzie, gdzie niewiele miałam możliwości poznawczych, znów wybrałam się do Kazimierza. Znów w innym zestawie turystycznym ;) Znów inne emocje. Znów coś nowego doświadczyłam :)
Długi weekend majowy był jak dwa turnusy kolonijne dla nas :) Ledwo wyjechali jedni goście to z pomocą mamy i Zetki miałam godzinę na przygotowanie domu dla drugiego turnusu ;-) Przyjechała liczna acz wesoła delegacja z Trójmiasta. Też chcieli zapoznać się z osławionym Kazikiem :)
Niestety pogoda wciąż była ukrop-na... Nic ulgi dla ciężarówki... A mimo zagrożenia i nie najlepszego samopoczucia, nie mogłam odpuścić takiej randki. Po prostu nie mogłam...
Sam szczyt początku sezonu turystycznego. Długi weekend majowy. Dokładnie 3 maja. Parno, słonecznie, duszno. Południe. Całe tłumy ludzi!!! Do samego Kazimierza, na "nasz" parking wjeżdżaliśmy pół godziny!!! Sznury samochodów- przed nami, za nami, w drugą stronę i na zamkniętych już z braku miejsc, parkingach... Nasz parking też był już pełny. Wjechaliśmy na prowizorycznie przygotowany parking na prywatnym ogródku.
Kierunek - Rynek.
Plan działania mięliśmy w miarę precyzyjnie ustalony już w domu. Ze wzg na taką, a nie inną pogodę, obecność małych dzieci i zagrożonej ciężarówki plan był iście relaksacyjny.
Menu Kazika na ten dzień:
1) Rynek
2) przejazd po Kaziku meleksem
3) rejs statkiem po Wiśle.
W między czasie miał być przysiad na jakieś napoje chłodzące/lody/gofry...
Realizacja.
Obok placu zabaw, o którym Zetka informowała wszystkich, że tu była z tatusiem!! przeszliśmy bez awantur. Powiedziałam Zetce, że MOŻE jak będziemy wracać to się zatrzymamy. Szczerze pisząc, celowo powiedziałam jej "może"- żeby jej nie okłamywać, bo w głębi serca liczyłam na totalne wyczerpanie dziewczynek i...Nie miałam ochoty spędzać ani minuty na takiej patelni. A Zetka... chyba nie rozumie jeszcze znaczenia słowa "może" i przyjęła moje zdanie ze spokojem :)
Na Rynku było tłoczno. Widać, że jest to miejsce "okupowane" z lubością przez turystów!! Pod parasolkami zero wolnych miejsc, przy budkach z lodami/goframi kolejki.
Nie tak łatwo zniechęcić mnie do czegoś. Tym trudniej im bardziej mi na czymś zależy, coś mi się podoba! :)
Kilka dni po ukropnym wypadzie, gdzie niewiele miałam możliwości poznawczych, znów wybrałam się do Kazimierza. Znów w innym zestawie turystycznym ;) Znów inne emocje. Znów coś nowego doświadczyłam :)
Długi weekend majowy był jak dwa turnusy kolonijne dla nas :) Ledwo wyjechali jedni goście to z pomocą mamy i Zetki miałam godzinę na przygotowanie domu dla drugiego turnusu ;-) Przyjechała liczna acz wesoła delegacja z Trójmiasta. Też chcieli zapoznać się z osławionym Kazikiem :)
Niestety pogoda wciąż była ukrop-na... Nic ulgi dla ciężarówki... A mimo zagrożenia i nie najlepszego samopoczucia, nie mogłam odpuścić takiej randki. Po prostu nie mogłam...
Sam szczyt początku sezonu turystycznego. Długi weekend majowy. Dokładnie 3 maja. Parno, słonecznie, duszno. Południe. Całe tłumy ludzi!!! Do samego Kazimierza, na "nasz" parking wjeżdżaliśmy pół godziny!!! Sznury samochodów- przed nami, za nami, w drugą stronę i na zamkniętych już z braku miejsc, parkingach... Nasz parking też był już pełny. Wjechaliśmy na prowizorycznie przygotowany parking na prywatnym ogródku.
Kierunek - Rynek.
Plan działania mięliśmy w miarę precyzyjnie ustalony już w domu. Ze wzg na taką, a nie inną pogodę, obecność małych dzieci i zagrożonej ciężarówki plan był iście relaksacyjny.
Menu Kazika na ten dzień:
1) Rynek
2) przejazd po Kaziku meleksem
3) rejs statkiem po Wiśle.
W między czasie miał być przysiad na jakieś napoje chłodzące/lody/gofry...
Realizacja.
Obok placu zabaw, o którym Zetka informowała wszystkich, że tu była z tatusiem!! przeszliśmy bez awantur. Powiedziałam Zetce, że MOŻE jak będziemy wracać to się zatrzymamy. Szczerze pisząc, celowo powiedziałam jej "może"- żeby jej nie okłamywać, bo w głębi serca liczyłam na totalne wyczerpanie dziewczynek i...Nie miałam ochoty spędzać ani minuty na takiej patelni. A Zetka... chyba nie rozumie jeszcze znaczenia słowa "może" i przyjęła moje zdanie ze spokojem :)
Na Rynku było tłoczno. Widać, że jest to miejsce "okupowane" z lubością przez turystów!! Pod parasolkami zero wolnych miejsc, przy budkach z lodami/goframi kolejki.
Na Rynku z typowo dziecięcych atrakcji- Kubuś
Puchatek, dama z XIX wieku, baba jaga...Wszystkim tym postacią BARDZO
współczułam!! Byli już ugotowani na twardo- na pewno!
Zetka zobaczyła
coś nowego... Był klaun robiący różne rzeczy z baloników. Podeszłyśmy i
... Na dzień dobry zostałam przez klauna pouczona, że nim się zje
arbuza...trzeba go przynajmniej na pół przekroić :-D Potem zrobił dla
Zetki tygryska. Była baaaaardzo szczęśliwa :) Koszt- ile kto da. Babcia
miała piątaka.
Spacerkiem doszliśmy do postoju meleksów. Odjazd -Duży Rynek obok Kawiarni Rynkowej :) Tam trochę poczekaliśmy, bo przed nami też już stali ludzie. Na przejażdżkę meleksem można się wybrać w trzy różne trasy. Było sporo ludzi, a my też nie chcieliśmy zanudzić dziewczynek i chcąc nie chcąc, drugi meleks, do którego my już się zmieściliśmy jechał Trasą A. Fajne w tym meleksie było to, że towarzyszył nam audio-przewodnik. I to nie taki smętny, nudzący, ale dowcipny i interesujący. Dowiedzieliśmy się między innymi skąd są tak popularne koguty w Kazimierzu, dlaczego książę miał dwa zamki... :-)
I tak
dojechaliśmy do wąwozu. Wąwozów na spacery w Kazimierzu jest sporo. W
którymś z przewodników turystycznych wyczytałam, że na obszarze 1km2
jest ich ok 20-kilku km!!! Więc w tak skwarny dzień jest gdzie się ukryć
i w "klimatyzowanym" i świeżym powietrzu spędzić przyjemnie czas. Moim
zdaniem było to miejsce najpiękniejsze i najprzyjemniejsze w te upalne
dni!!! A patrząc na podekscytowaną Zetkę- i klimat i miejsce też się
podobało!!! Nasza Zetka bardzo lubi spacery. A tu fantazyjne korzenie,
mięciutki piasek/ziemia. Można się wspinać, ciągnąć ganiać!!! Jest
ciepło, ale nie gorąco, wszystko w cieniu, wśród szumu liściastych
drzew... Niestety,mieliśmy na spacer ok 15-20 min bo kierowca meleksa
czekał na nas. Aż Zetka niechętnie wracała :) Ja też...
Przyjechaliśmy w miejsce, z którego ruszyliśmy. Czyli znów Rynek, gdzie mnóstwo ludzi, skwar... Od razu ruszyliśmy w stronę promenady. Wszędzie niezliczone rzesze turystów.
Stateczki pełne... Rejs takim statkiem trwa
godzinę. Dopływa się do Janowca i można tam wysiąść i ciuchcią pojechać
zwiedzić zamek. Więcej informacji o rejsach: http://www.rejsystatkiem.com.pl/
Wybór stateczków jest spory, jest Pirat, Wiking, Lew...
Wybór stateczków jest spory, jest Pirat, Wiking, Lew...
Niestety przy
tak dużej ilości chętnych nie ma czasu i miejsca na wybory. My
zdołaliśmy wejść na trzeci statek. Troszkę niefortunnie, bo... statek
był bez zadaszenia. Czyli siedzieliśmy wystawieni na ławeczkach na
palące słońce i czuliśmy się jak kiełbaski przypalane na grillu :) Widoki
na oba brzegi Wisły były piękne. Jedynym minusem takiego rejs jest... nuda! Brakowało mi przewodnika, nawet takiego audio, który opowiadałby o tym co mijaliśmy, o historii, o Wiśle. No, ale cóż... Wszystkiego nie można mieć ;)
Warto wybrać się w taki rejs. Pewnie
też warto zwiedzić zamek, ale jak wysiedziało tyle czasu, na statku w
pełnym słońcu to i dziewczynom ani nam dorosłym nie chciało się ruszać
dupek z pokładu. Na nic już nie było siły i chęci.
Po pewnym czasie
otworzono na pokładzie barek. Mieściły się w nim zaledwie 4 stoliki.
Szybko jeden z nich okupiłyśmy - matki z naszymi dziewczynkami. Były tak
samo zmaltretowane słońcem i upałem i spragnione zimnych napojów jak my
:)
Pod koniec wycieczki, siedząc prawie cały czas w barku, dziewczynki
naładowały akumulatory i zaczęły szaleć po pokładzie. Biegały,
tańczyły...
Aż po wyjściu obie były już wyzerowane... A tu tylko jeden
wózek i zaczęła się awantura... Nie powiem, Zetka była z miejsca na
wygranej pozycji :) Bo jej wózek, bo mama w ciąży i brak taty, który
ewentualnie mógłby wziąć na ręce. Chcieliśmy jeszcze zjeść jakieś
gofry/lody. Ale ogonki przed budkami i BARDZO zmęczone i niezadowolone
dzieci potrafią nagiąć nasze plany.
Wróciliśmy do domu! Ale i tak ten wypad uważam za udany i ciekawy. Może moje samopoczucie ciężarówki było innego zdania...Ale ja tam się cieszyłam, a i goście byli zadowoleni, że poznali tak słynnego Kazika. Choć wszyscy zgodnie stwierdzili, że tłumy, pogoda były wielkim minusem. Trzeba by wybrać się we wrześniu- jak jest ciepło, ale nie gorąco, jak jest zielono, sezon turystyczny trwa, więc atrakcje wszelkie są dostępne, ale nie ma aż takiego nawał turystów.
Wróciliśmy do domu! Ale i tak ten wypad uważam za udany i ciekawy. Może moje samopoczucie ciężarówki było innego zdania...Ale ja tam się cieszyłam, a i goście byli zadowoleni, że poznali tak słynnego Kazika. Choć wszyscy zgodnie stwierdzili, że tłumy, pogoda były wielkim minusem. Trzeba by wybrać się we wrześniu- jak jest ciepło, ale nie gorąco, jak jest zielono, sezon turystyczny trwa, więc atrakcje wszelkie są dostępne, ale nie ma aż takiego nawał turystów.
Zdania nie zmieniam. Kazimierz jest piękny :) No i towarzystwo wzajemnej
adoracji miało podobne potrzeby i podejście do sposobu zwiedzania- nic
na siłę i tak, żeby dzieci były zadowolone i dorośli coś zobaczyli.
Brawo. Mnie zaciekawiła możliwość rejsu i powrót kolejką na Zamek. Może, może kiedyś :D
OdpowiedzUsuń