Wycieczki to te do sklepu lub na Starówkę czy do parku. Wystarczy wózek,
torba z najpotrzebniejszym ekwipunkiem matki z dzieckiem albo i z
dziećmi i można ruszać.
Podróże. Te duże i te małe. Te małe to gdzieś razem, że z drugą osobą
dorosłą i w granicach max kilkuset kilometrów. Te duże to dla mnie
wyprawa z dwójką dzieci bez osoby towarzyszącej mym męczarniom. Taką
dużą podróż odbyłam ostatnio z dziewczynkami do Dziadków, samolotem
tzw.tanich linii lotniczych- nie będę ukrywać nazwy- Ryanair!
Czasem może i uda się kupić tanio. Ale obsługa i dodatkowo płatne usługi
są... Kulturalnie mówiąc, a raczej pisząc są...NIE MA! Dokładnie rzecz
ujmując obsługa istnieje, ale sama dla siebie. A dodatkowe usługi jak
priorytetowe wejście na pokład, oczywiście istnieje i można wykupić, ale
z respektowaniem tego... Zapomnijcie. Szkoda tracić kasę.
Pierwszy lot Kudłatej - w tamtą stronę- był mimo późnych godzin o wiele
łatwiejszy. Choć myślałam, że będzie tym trudniejszym, właśnie przez te
późne godziny. Kudłata chodzi spać na noc, tak w granicach od 18 do
19:30. A my wystartować miałyśmy o 19:55. Na miejscu o 22 z minutami.
Nim doczekamy się bagaży i potem dojazd do domu Dziadków... No masakra!
Bałam się bardzo! Do tego zminimalizowanie bagażu... Dla 3 dziewczyn
jeden bagaż główny 15kg, dwa podręczne i wózek z fotelikiem... A ja
tylko o dwóch nogach i rękach...
Przy odprawie głównego bagażu otrzymałam pocieszającą wiadomość. Ludzi
jest malutko, tak że jeśli każdy by chciał to mógłby siedzieć przy
oknie. O ile wszyscy będą przed czasem odprawieni, samolot może
wystartować szybciej nawet do 40min!! Jeśli o mnie chodzi- wiadomość
super!
Czas na bramki i kontrolę, czy nie mam ochoty zabić pilota i innych
współtowarzyszy podróży. I tu zaczęły się drobne, acz śmierdzące
problemy... Musiałam złożyć wózek, żeby go "przepuścić przez maszynkę".
Okazało się, że jest za szeroki, więc musiałam go składać niemal do
części pierwszych. Fotelik też musiał odbyć tą samą drogę. Strażnik
zachwycony oczkami Kudłatej wziął ją na ręce żebym mogła z Zetką przejść
przez bramki "czy piszczę". No nie piszczę. Wózek z fotelikiem już
przejeżdżały na drugą stronę. A w tym czasie... Kudłata z miłości do strażnika... Ubrązowiła mu białą rękawiczkę...a jaki fetor był przy tym...
No i jej złoto było piszczące podczas przechodzenia przez bramkę. Więc
strażniczka mnie obmacała, tylko nie wiem po co, jeśli kilka sekund
wcześniej przechodziłam z Zetką. Ale Kudłatej już nie tknęła... Jak
wszystkie puzzle podróżne zebrałam, musiałyśmy udać się do pokoju matki z
dzieckiem. Kudłata cała już była w złotku. Mycie i przebieranie i sruu
do bramek.
Miałam wykupione wejście priorytetowe. Wiecie jak to wyglądało? Przy
bramce obsługa powiedziała mi, że mam podejść do kierowcy autobusu, że
mam priorytet i ma mi otworzyć pierwsze drzwi! O łał!!! Szkoda, że nikt z
obsługi nie pomógł mi zejść po schodach do tego autobusu... Dla
przypomnienia- wózek z dzieckiem, dwa podręczne bagaże i drugie
dziecko... Pomógł mi Anglik.
Dotarłam do autobusu. Kierowca uprzejmy, bez szemrania otworzył mi
pierwsze drzwi. I co? I na szczęście podróżnych było tyle, że każdy
mógłby siedzieć przy oknie... Bo jak podjechaliśmy pod samolot, kierowca
też otworzył najpierw pierwsze drzwi. I nim ja, wielbłądzica ruszyłam z
kopyta... Stado dzikich antylop pognało... Ze mną został wcześniej
wspomniany Anglik i jakaś parka. Oni wzięli Zetkę, on wózek. Przy
samolocie musiałam zostawić i złożyć wózek i zostawić fotelik. Więc na
pokład samolotu, trzymając prioryretowy bilet...weszłam ostatnia!
Bez komentarza!
Chusta baaardzo mi się przydała gdy wysiadałyśmy. Kudłata nic a nic nie
spała. Miała tylko jeszcze większe oczy i gigantyczny uśmiech na twarzy.
Opuszczając pokład samolotu wzięłam Kudłatą w chustę, jeden bagaż
podręczny na plecy, drugi pod ramię i Zetkę za drugą rękę. Wylądowaliśmy
na samym końcu lotniska, więc do check in szłyśmy kaaaaawał drogi.
Ramiona czuję jeszcze dziś!! Ale dałyśmy radę!
Pobyt u Dziadków minął błyskawicznie! Mimo braku słonka i tak czuć było
wiosnę przy 10-12 stopniach! I całe pola żółtych, rozkwitających
żonkili...wiosna!
Ostatni dzień, niedziela, przygotowała nas na powrót w arktyczne
miejsce... Było baaardzo zimno i był okropny, przejmujący, lodowaty
wiatr.
Zazdrosna o Dziadka Zetka ;)
Zetka z kuzynką :)
Kudłata z kuzynką :)
Kuzynki- psiapsiółki, Zeka mówi po polsku, kuzynka odpowiada jej po angielsku. Kuzynka mówi po angielsku, Zetka odpowiada po polsku :D Choć i tak i jedna i druga pojedyncze wyrazy z drugiego języka wrzucały w swoje wypowiedzi :)
Kuzynka, kiedy zobaczyła pierwszy raz Kudłatą, podeszła do mamy i spytała "Mamo, czemu ona ma takie wielkie oczy?" :)))
Powrotu bałam się mniej. Przed podróżą oczywiście. Bo mimo takich a nie
innych zastanych warunków w pierwszej podróży, nabrałam siły i wiary, że
teraz to tylko lepiej...
Nie mówić :/
Niby już doświadczona. Niby. To były istnie sielankowe warunki. Teraz czekało mnie piekło!?!
Aby przyśpieszyć swój "priorytetowy" bilet, postanowiłam wózek oddać już
z bagażem głównym. Kudłatą trzymałam tylko w foteliku, bo wyjąć z
fotelika jest szybciej niż z wózka, który trzeba jeszcze samodzielnie
złożyć pod samolotem. Jak się okazało. Nie zrobiło to żadnej różnicy :/
Nie wspomnę o tym, że kiedyś nie trzeba było wykupować (teraz też nie,
bo to g...daje) biletów pierwszeństwa itp. Matki z dziećmi, kobiety
ciężarne i osoby niepełnosprawne były proszone przez obsługę jako
pierwsze- po prostu. Wiem, bo latałam jak byłam z Zetką w ciąży i
później już z samą Zetką. Teraz już "moda" na to minęła...
Wracając było baaaaaardzo dużo dzieci i tych kilkuletnich i tych
"wózkowych". Przy bramce były dwa pasy- priority i dla wszystkich. Przy
tej priorytetowej stały 3 osoby. Podróżujący z dziećmi stali jak
wszyscy- w głównej kolejce. Nim my zostałyśmy odhaczone, otworzyli
wejście do samolotu. I wierzcie mi, wszyscy równo wystartowali jak na
zawodach. My nie, bo czekałyśmy aż nas odhaczą! A dodam, że w drodze
powrotnej samolot był niemal pełny!! No i oczywiście, byłyśmy na szarym
końcu. Wkur...się nie na żarty! W końcu płaciłam dodatkowo za cholerny
priorytet!! Wyprzedziłam wszystkich pasem priority i na pasie
lotniska... Złamałam przepisy!!! Nie szłam drogą wyznaczoną tylko
ścięłam ją po skosie! Za mną leciała krzycząca obsługa lotniska! Byłam
już tak naminowana, że jak facet na mnie naskoczył to ja tak zaczęłam
szczekać, że kłaniał się w pas, przepraszał i odszedł. Świnia! Mógł
pomóc chociaż. Choć z drugiej strony bał się pewnie, że go pogryzę! ;)
Oczywiście, jak mnie gonił to krzyczał, że nie wolno tak chodzić, że za
wszystkimi, że ścieżka itp itd... A ja, że mam w dupie tych wszystkich,
ścieżki itp itd. Płaciłam za wejście priorytetowe, a jestem ostatnia.
Nie wiem jak to jest. Zawsze jak jestem bez wsparcia kogoś, agresor w
kryzysowych sytuacjach szybko mi się załącza i nie pozwalam sobie na
słodkie słówka i łagodne, polubowne rozwiązywanie sytuacji. Budzi się we
mnie dzika bestia! A wystarczy jak jestem gdzieś z Nim... Taka jakaś
miękka klucha się robię :) Nie dość, że ja nie krzyczę i nie wykłócam
się o swoje, to jeszcze jestem zbulwersowana jak np On staje się
agresywniejszy... :D
No cóż... Wtedy pół lotniska mnie słyszało... Oczywiście na pokład
samolotu jak się doczłapałyśmy to nie było lekko. 2/3 długości musiałam
przejść, żeby znaleźć miejsce dla nas, żebyśmy razem mogły siedzieć!?!
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz... Czemu pierwsze kilka rzędów jest
zarezerwowanych, tzn nie można usiąść w tych rzędach, mimo, że tam i tak
ostatecznie nikt nie siada?!? Czy ktoś z Was zna przyczynę "blokowania"
tych rzędów siedzeń w Ryanair?
Tak jak wcześniej wspomniałam, samolot był pełen i pełno w nim było
dzieciaków! W tym trójka wyjących na przemian od samego początku! Więc
co zrobiła obsługa samolotu?!? Podkręcili temperaturę na pokładzie chyba
na maksa! Ja się rozpuszczałam, Kudłata bez skarpet i ostatecznie w
samym body siedziała. Choć bardziej odpowiednie jest stwierdzenie
wierzgała! Zetka z wielkimi czerwonymi wypiekami zrobiła się
niespokojna. A te wyjce jak wyły tak wyły... Koszmar!
Muszę dodać coś na plus polskiej obsługi lotniska! To było za czasów
podróży z samą Zetką i wciąż jest! Jest mi bardzo przyjemnie i lżej
dzięki temu!
Mimo, że w UK jest wiele ułatwień dla kobiet z dziećmi, czy latałam do
Norwegii, czy Niemiec, to jeśli chodzi o obsługę przy samolotach tylko w
Polsce się z tym spotykam. Gdy samolot ląduje na polskim lotnisku i na
pokładzie są matki z "wózkowymi" dziećmi, to obsługa wyciąga wózki i
ustawia przy schodach przy samolocie! Kudłatą od razu wsadziłam do wózka
i wszystko było lżejsze, łatwiejsze i szybsze. Jak wylądowałyśmy w UK,
to i fotelik i wózek wyjechały razem z bagażami... I to jest niezależne
od linii lotniczych!
Podsumowując podróż... Bolały mnie i w sumie, to wciąż czuję ramiona i
barki. I już wiem, że jeśli kiedykolwiek będę miała lecieć znów Ryanair -
nie będę nic dokupować z usług dodatkowych. I tak nie są
respektowane...
I jeszcze fotka z pobytu. Wyszło tak, że Zetka i Kudłata mają w misiach po 8 miesięcy :) Więc takie zdjęcie nabrało dla mnie sentymentu- sesja misiowa ;)
U góry jest Zetka, na dole Kudłata :)
Wszystkim mamom wybierającym się z dziećmi samolotem- życzymy ułatwień i przyjemnej podróży ;)
Pokies Pokies Pokies - Slot machine games - casinoland.jp happyluke happyluke dafabet link dafabet link 10bet 10bet クイーンカジノ クイーンカジノ 메리트 카지노 고객센터 메리트 카지노 고객센터 bet365 bet365 카지노 가입 쿠폰 카지노 가입 쿠폰 starvegad starvegad 696 Wynn Las Vegas: $400 No Deposit Bonus 토토토토토토
OdpowiedzUsuń